1. Tytuł


    Data: 01.05.2024, Autor: Vee, Źródło: Lol24

    ... elektorat.
    
    Wzorem obrończyni tytułu podnoszę się z ławki i idę prosto do Pawła, który czeka na mnie z otwartymi ramionami. Staję przed nim i patrzę prosto w twarz. Szukam w jego oczach jakiegoś zrozumienia dla powagi tej chwili, ale znajduję tylko czyste podniecenie. Czego ja się spodziewałam? Od dawna wiedział, jak to się skończy.
    
    Zdjęciu majtek nie towarzyszą żadne ceremonie, bo ten etap mamy dawno za sobą. Odrzucam czarne zawiniątko w kierunku uradowanego Staszka i skupiam się w pełni na sołtysie. Łapię go oburącz za koszulę i stając na palcach, z kilku centymetrów widzę entuzjazm gęstego wąsa.
    
    – Pawle, wyeksploruj mnie – Oblizuję się wyzywająco.
    
    Nie czekam na jego reakcję. Ruchami obolałego kota opadam na trawę i odwrócona do niego plecami, zalotnie się wypinam. Moje ręce wędrują do tyłu, torując nieco miejsca między pośladkami. Składam gospodarzowi swoje ustosunkowanie, oferując najciaśniejsze, co mam.
    
    – Jakim cudem chcesz mnie tam pomieścić, maleńka? – Kładzie mi na biodrach swoje łapczywe łapska.
    
    – Dla ciebie wszystko – odpowiadam.
    
    – Paweł, myśmy tu nigdy nie robili a-a-anala. – Podbiega do nas Staszek. Z kieszeni wystaje mu kiełbasa wyborcza.
    
    – Ale ja robiłem! – odpowiada sołtys.
    
    – Jak chcesz, to możemy się zamienić – Tomasz odrywa język od łona Marty.
    
    – Zajmij się tam swoją! – Paweł złości się już nie na żarty, że inni podważają jego wizerunek fachowca do spraw kobiet.
    
    – Jeden palec, potem dwa. Resztę zostaw mnie – próbuję dodać mu ...
    ... pewności siebie. Jego komfort jest tu ważniejszy niż mój.
    
    Sołtys zajmuje wygodne miejsce między moimi nogami i bierze się do dzieła. Wszystkiemu przygląda się Staszek, który usadowił się na krześle między mną a Martą. Pierwszy palec wdziera się we mnie raczej mało delikatnie, co powoduje tłumiony jęk niezadowolenia.
    
    – Wszystko w porządku? – pyta Paweł.
    
    Odpowiadam, że oczywiście. Opieram swoje ciało na łokciach, chowając upokorzenie pod kaskadą włosów. Wolałabym, abyśmy byli sami. Gospodarz – a może to ja jestem teraz gospodynią? – penetruje mnie coraz pewniej, ale też z większym wyczuciem. Moje myśli, trudno to zrozumieć, uciekają do paradoksu licytacji o dolara. Uczestnicy gry, począwszy od jednego centa, przelicytowują się nawzajem, żeby nie stracić pieniędzy już zaangażowanych w aukcję.
    
    – Och! – wzdycham, żeby Paweł myślał, że jest cudownie.
    
    W pewnym momencie biorący udział w licytacji zbliżają się ceną do dolara, ale to nie powstrzymuje ich przed dalszym podbijaniem stawki. Lepiej bowiem kupić dolara za dolara i dwa centy, niż stracić dziewięćdziesiąt dziewięć centów. Stawka rośnie więc w niekontrolowany sposób i choć wszystkie posunięcia graczy mieszczą się w ramach logiki, kończą oni z chujami w dupie.
    
    Paweł przykłada główkę penisa do otworu. Jeszcze mogę to zatrzymać. Tytuł nie jest wart takiej ceny. Spoglądam na leżącą przodem do Tomasza Martę. Przecież to o nią tutaj chodzi. O paradoks walki z siostrą. Tak silny, że nawet wiedza o jego bezsensie nie ...