Tytuł
Data: 01.05.2024,
Autor: Vee, Źródło: Lol24
... wojny.
– Teraz przesadziłaś.
Nie muszę jej tego mówić, jesteśmy siostrami. Niemal w tej samej chwili zrywamy się na równe nogi i bez uprzedzenia wyprowadzamy huraganowy atak. Nasze ramiona kotłują się bezładnie w powietrzu. W gradzie uderzeń ręki o rękę ulatniają się wszystkie emocje, które tłumiłyśmy od mojego powrotu. Wymiana ciosów żadnej z nas nie przynosi przewagi.
– Ale dostalim spektakla! – emocjonuje się Staszek.
Zaczynają boleć mnie ręce, ale wmawiam sobie, że ją bolą bardziej. Może coś w tym jest, bo coraz częściej próbuje mnie kopać. Początkowo nic sobie z tego nie robię, ale gdy drugi raz trafia mnie w łydkę, uśmiecham się kwaśno. To dobra mina do złej gry. Odskakuję do tyłu, a boląca noga załamuje się na moment, co drastycznie zmienia postawę Marty. Wyczuła krew i teraz jak taran rusza do przodu.
– Przestań mnie kopać! – krzyczę.
– Kłopoty, kłopoty Oliwii! – komentuje młody bęcwał.
Jestem goniona po całym ganku i nie wiem co zrobić. Jeszcze kilka takich kopnięć i chyba się przewrócę. Nie mogę jej na to pozwolić, muszę zaatakować. Biorę szeroki zamach i wyprowadzam cios. Wszystko dzieje się jakby w zwolnionym tempie. Moja ręka spada idealnie na policzek nacierającej siostry. Doskonałe uderzenie. Plask jest tak głośny, że aż odbija się echem po podwórzu. Jury pieje z zachwytu. Z satysfakcją obserwuję, jak Marta zatacza się w bok i upada na kolano.
Szok! Siostra trzyma dłoń przy policzku i patrzy na mnie z niedowierzaniem. Nie jestem już ...
... tą samą Oliwią, którą mogła bezkarnie pomiatać.
– Już po tobie! – Siostra ponownie rzuca się do przodu.
Chcesz więcej?
Raz jeszcze wykonuję zamach. Upojona poprzednim sukcesem zupełnie zapominam, że nie jestem bokserką. Mój strzał przecina powietrze; zostaję złapana. Robię co w mojej mocy, ale nie mam sił wyrwać się z klinczu. Marta próbuje mnie obalić, szarpiąc raz w lewo, raz w prawo. Trzymam się mocno na nogach, ale kosztuje mnie to mnóstwo sił. Zdradza mnie ciężki oddech. Patrzę w jej dzikie oczy, które pałają żądzą rewanżu. Nie muszę widzieć własnych. Wiem, że są takie same. Strach zostawiłam już dawno za sobą.
Próbuję zaskoczyć ją własnym atakiem, ale bez rezultatu. Zaślepiona emocjami, nie zauważam, gdy Marta luzuje chwyt. Orientuję się, dopiero gdy jej ręka szarpie mnie mocno za włosy. Chcąc utrzymać równowagę, unoszę wysoko nogę. Jest źle.
Marta rzuca mnie na ziemię, ale trzymam ją tak mocno, że leci razem ze mną. Początkowo jest na górze, ale nabrałyśmy takiego pędu, że udaje mi się odwrócić pozycję. Turlamy się po suchej trawie, szybko zmniejszając dystans do ławeczki Koziołów.
– Tomek, chodu! – rozkazuje sołtys. Panowie rozbiegają się na boki, by nie przerywać pojedynku.
Przy ławce to ja znajduję się na dole. Stękam głośno i ostatkiem sił próbuję raz jeszcze przechylić szalę na swoją korzyść, ale Marta ani drgnie. Uśmiecha się triumfalnie. Jestem w tarapatach.
– Mam nadzieję, że podejdzie ci szpitalne żarcie, zdziro! – krzyczy.
Zakrywam ...