(Nie)udana domówka
Data: 24.05.2024,
Autor: Lindmanowsky, Źródło: Lol24
Weekendowy wieczór zapowiadał się bardzo obiecująco, gdy zmierzałem na domówkę organizowaną przez znajomych. Impreza miała być kameralna, niewielka grupa zgranych znajomych.
Drzwi mieszkania znajdującego się na drugim piętrze jednej z Wrocławskich kamienic otworzyły się niemal natychmiast po tym, jak nacisnąłem przycisk dzwonka. Szymon - gospodarz, który stał po drugiej stronie widocznie oczekiwał mnie z niecierpliwością, choć po pierwszym spojrzeniu zauważyłem w wyrazie jego twarzy, że coś jest nie tak.
-Siemasz Jarek, wchodź – gestem ręki zaprosił mnie do środka – tylko jest problem. Kuba dzwonił dosłownie przed momentem i powiedział, że się rozbili. Nie przyjadą, zostaliśmy we trójkę.
-Chryste, rozbili?
-Tak, ale nic poważnego, są cali. Gosia tylko trochę roztrzęsiona, ale szlag trafił zawieszenie. Stoją gdzieś w polu i czekają na lawetę.
-A to pół biedy, najważniejsze, że nic im nie jest. A Justyna? Jej czemu nie będzie?
-Justyna niestety jechała z nimi, zgarnęli ją po drodze.
-Kurde, to faktycznie się nam plan posypał. Słuchaj, jeśli w takiej sytuacji wolicie posiedzieć sami to mów, możemy umówić się na następny weekend.
-Nie, nie ma problemu, wchodź, napijemy się browara, lecą chyba jakieś mecze to się coś włączy, a w następny weekend i tak się umówimy w komplecie.
Nieco zmartwiony informacją o nieszczęściu naszych znajomych ostatecznie przystałem na zaproponowany plan i wszedłem ściągnąwszy buty.
Wizja spokojnego wieczoru przy piwie ...
... właściwie całkiem mi pasowała. Niedoszła domówka najpewniej skończyłaby się strasznym pijaństwem i niedzielą zmarnowaną na kaca. Lubiłem te nasze spotkania, ale zdecydowanie nie była to najzdrowsza forma spędzania czasu.
Nasza paczka poznała się w pracy. Dwa lata temu trafiliśmy do nowo powstałego zespołu w lokalnym oddziale międzynarodowej korporacji. Szybko okazało się, że dzielimy dość specyficzny i mało przystający do standardów biurowych typ humoru, a kilka zakrapianych imprez integracyjnych, tych oficjalnych jak i organizowanych na własną rękę, przypieczętowało nasz status zgranej ekipy.
Z czasem poznaliśmy także partnerów życiowych dwójki z nas, która takowych posiadała – Martę, narzeczoną Szymona oraz Kubę, męża Gosi. Ja i Justyna byliśmy singlami. Cała nasza szóstka nie wylewała za kołnierz, ale często spędzaliśmy ze sobą czas w sposób zdrowy i bardziej aktywny, na górskich szlakach czy rowerze. Spokojna posiadówa przy piwie też była ciekawą alternatywą.
-Liverpool chyba gra z City – rzuciłem kierując się w stronę salonu – myślę, że warto zobaczyć.
-Może być, zaraz puszczę tylko piwo przyniosę – zgodził się podążając za mną. Ruchem ręki wskazał abym usiadł na kanapie a sam oddalił się w kierunku kuchni.
Wszedłem do pustego pomieszczenia, otaksowałem je wzrokiem po czym zająłem miejsce na miękkim meblu. Przede mną stał nieduży stół o szklanym, lekko dymionym blacie. Po powrocie Szymona pojawiły się na nim trzy butelki zimnego piwa, a sam gospodarz rozsiadł ...