-
.Prezent
Data: 06.07.2024, Autor: Vee, Źródło: Lol24
... wykonaniu nikogo rok temu nie śmieszyły. — ...kiedy zobaczyliśmy, jak kuleje w drodze do sekretariatu, stało się jasne, że usiadła na tej igle! — kończę szkolną opowieść. Panowie wybuchają śmiechem. Oczywiście jestem świadoma, że sukces moich anegdot nie skrywa się w talencie oratorskim, ale to bez znaczenia. Przez cały posiłek bryluję towarzysko. Jako niecodzienny gość, jestem zasypywana pytaniami, na które staram się z gracją odpowiadać. Do tego daję nauczkę Tomkowi, którego momentami ostentacyjnie ignoruję. Wszystko układa się idealnie. W pewnym momencie gospodyni zaczyna wynosić naczynia, a ja dziwię się, że ten czas tak szybko zleciał. — Olu, mogę cię prosić do kuchni? — woła pani Kozioł. Wstaję więc i od razu czuję na sobie męskie spojrzenia. W drodze do drzwi moje biodra tańczą w rytm melodii „zobacz, co tracisz”, a włożona specjalnie na tę okazję, przylegająca do ciała spódnica w czarno-białe, poziome pasy, niczym liniał ułatwia zmierzenie każdego skrawka mojego ciała. Najlepszego w szkole, zdaniem moim, Tomka i każdego zdrowego chłopaka z klas maturalnych. Może to i próżne, ale jestem kolekcjonerką spojrzeń. Niezależnie od tego, czy są one pożądliwe, czy zazdrosne. W końcu to nie moja wina, że w naszym społeczeństwie, mając dziewiętnaście lat i dwa chromosomy X, nic nie zapewni większego uwielbienia od nadprogramowej rezerwy tłuszczu w sterczącym tyłku. — Przynieść coś do picia? — Odwracam się znienacka przed samymi drzwiami, przyłapując ...
... wszystkich na gorącym uczynku. — Nie… nie trzeba — duka Kozioł senior. Znikam przy akompaniamencie figlarnego chichotu. — Pomogę zmywać. Powinnam była sama zaproponować, przepraszam. Zagadali mnie. W kuchni natychmiast przechodzę od słów do czynów, bo w głębi serca boję się spotkania sam na sam z Koziołową. My, kobiety, nie potrzebujemy wiele, by rozumieć to, co niewypowiedziane. Gospodyni zarzuca mi, że trzymam Tomka pod pantoflem, podczas gdy moim zdaniem to ona robi z niego maminsynka. Kością niezgody jest też miasto, które wybierzemy na studia. Ja chcę wyjechać do Powiązek, gdzie mogłabym studiować, a Tomek rozwijać się w czołowym klubie sportowym. Koziołowa nie dopuszcza możliwości, by jej syn nie wylądował na studiach medycznych w Warszawie. Bezpieczna przyszłość i tak dalej. I nic to, że Tomek wcale tego nie chce. I nic to, że zajęty treningami nie uczy się wystarczająco dobrze. Nie wytłumaczysz. Zresztą nie tylko o to chodzi. Powiązki oznaczają daleki wyjazd, a z Warszawy moglibyśmy przyjeżdżać do domu praktycznie co weekend. Dalej by nas kontrolowała. Jakby tego było mało, mojej rodziny na posłanie mnie do stolicy po prostu nie stać. Musiałabym prosić Koziołów o pomoc. Po moim trupie. — Wiesz, że bardzo cię lubię, prawda? — pyta Koziołowa. Stoi tuż za mną i kładzie ręce na moich barkach. Jej dotyk jest delikatny, ale ja mam wrażenie, że wodzi po mnie ostrymi ząbkami noża. — Wiem, że chce pani dla Tomka tego, co najlepsze. — I ty jesteś ...