1. O królewnie, która nie mogła spać (część 5)


    Data: 09.07.2024, Autor: unstableimagination, Źródło: Lol24

    ... wrażenie, że jego stara czaszka wibruje. Starał się więc iść jak najszybciej, mimo że jego sztywna lewa noga co chwilę zaczepiała o nierówne kamienie bruku.
    
    To była najstarsza część zamku, domy były tutaj podniszczone i wiele mieszkań było pustych. Ludzie woleli przeprowadzać się do wsi pod zamkiem i mieszkać wśród zieleni, niż tkwić w tych starych, zniszczonych budynkach, pełnych dziwnych rzeźb i niezrozumiałych symboli. Anselmo jednak uwielbiał właśnie ten mroczny zakątek i nie miał zamiaru się wyprowadzać.
    
    Zwolnił trochę, czując, jak kolana powoli odmawiają posłuszeństwa. Już widział na końcu ulicy Drzewo — jego potężne, piękne gałęzie i gruby, wysoki pień. Drzewo zawsze wyglądało tak samo wspaniale. Dokładnie jak 70 lat temu, kiedy jako dziecko bawił się w jego cieniu, przy nieczynnej studni na placu. Zdawało się nie rosnąć, nie zmieniać. Nie rodziło żołędzi, nie gubiło liści ani gałęzi. Ludzie się przyzwyczaili, ale ten dąb był inny niż wszystkie drzewa. Mało kto zauważał, że na rycinach i mapach zamku, nawet sprzed kilkuset lat — ten sam dąb zawsze rósł koło studni, na placu.
    
    Anselmo potknął się i zatrzymał, wyciągnął chusteczkę z kieszeni spodni i otarł pot z czoła. Od kiedy mgły się rozwiały, dzień zrobił się znów słoneczny i gorący.
    
    Stolarz spał dziś do późnych godzin popołudniowych, jak zresztą wszyscy w zamku, śniąc cudowny sen, zesłany przez Matkę. Szukał jej w labiryncie skał i miał wrażenie, że prawie ją odnalazł, ale niestety coś go obudziło. Od ...
    ... tego czasu głos Matki w jego głowie, był wściekły i kazała mu jak najszybciej iść do Drzewa. Pamiętał, kiedy pierwszy raz ją usłyszał. Jej szept był wtedy bardzo słaby, ledwie słyszalny. Zdarzyło się to zaraz po tym, kiedy jako dziecko potknął się i upadł na korzeń Drzewa. Skaleczył się o dziwnie ostry kant, a w jego dłoń wbiła się mała ciemna drzazga.
    
    Zbliżając się do placu, Anselmo zadrżał z zachwytu. Podziw i uwielbienie zawsze go wypełniały, kiedy patrzył na Drzewo. Bardzo często przesiadywał godzinami na Placu Dębowym, wsłuchując się w szum wiatru w potężnych konarach. Czasem, kiedy się skupił, wydawało mu się, że w szumie liści słyszy szepty, nucące dziwne i piękne pieśni.
    
    Jeszcze bardziej przyśpieszył kroku. Czuł, że będzie miał dziś kolejne ważne zadanie. Tak jak kilka tygodni temu, kiedy Matka wezwała go w środku nocy. Pamiętał swoją radość, kiedy przyszedł pod Drzewo, a pod jego stopy upadła gałąź! Drzewo zrzuciło ją dla niego! Dla niego! Pamiętał, jak zabrał ją do warsztatu i zgodnie z życzeniem Matki wyrzeźbił z niej wrzeciono. Ależ to było niesamowite dzieło! Najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek wykonał. Ciemne, prawie czarne, przetykane czerwonymi i pomarańczowymi słojami. Jakby w drewnie zaklęte były płomienie.
    
    Niechętnie ofiarował je królewnie w dniu jej dwudziestych urodzin. Matka wyraźnie tego właśnie chciała. Anselmo westchnął. Chciałby choć przez chwilę znów zobaczyć to wrzeciono.
    
    W końcu wszedł na Plac Dębowy i rozejrzał się. Nie widział żywej ...