1. Gruszka


    Data: 16.07.2024, Kategorie: Inne, Autor: Marcin M., Źródło: SexOpowiadania

    ... przecież tylko wykonywałem rozkazy.Na śniadanie rozwoziłem ludziom w styropianowych opakowaniach zwykle dwie kromki chleba, dwa plastry mielonki i małą kosteczkę masła. Dla nas, prawie pracowników służby zdrowia, też była przewidziana taka porcja, a kucharki to, co zostało, pakowały i brały kilogramami do domu. Ja nigdy nie tykałem swojej porcji. Oddawałem żarcie takiemu niskiemu grubasowi, który podobnie jak ja, pracował tutaj w charakterze pomocy kuchennej. Nie wiem ile miał lat, ale nie mógł być wiele starszy ode mnie, chociaż wyglądał na faceta po czterdziestce. Już niemal łysy, wiecznie podkrążone oczy, spocony i sapiący po przejściu kilku metrów.– Mam po tym dobre sranie – wyznał mi któregoś dnia.– Cudownie.– Zanim się tutaj zatrudniłem miałem problem z wypróżnianiem. Zatwardzenia, wzdęcia, te sprawy. No ale odkąd zacząłem szamać to szpitalne żarcie problem zniknął. Przeczyszcza mnie lepiej niż bisakodyl.Nie gadałem z nim za bardzo, właściwie z nikim tam nie rozmawiałem, to znaczy z nikim nie nawiązałem relacji koleżeńskiej. Robiłem zwyczajnie swoje i wracałem po pracy do swojego wynajmowanego, marnego pokoju w bloku. Mieszkałem z jakąś parą studenciaków, ale z nimi też za bardzo nie utrzymywałem kontaktu, a w każdym razie kontakt się momentalnie urwał po jednej zakrapianej imprezie, którą zorganizowaliśmy. Omal nie wydymałem tej dziewczyny. Jemu urwał się film, z nią migdaliłem się pół wieczora i poszło o to, że chyba nie chciałem założyć gumy. Potem ona chciała bez, ...
    ... ale wtedy mi się odwidziało. W każdym razie nawet nie znałem ich imion. Wiedziałem tylko, że jedno z nich nigdy nie spuszcza wody w kiblu.W szpitalu prawie nie widywałem się z Iwoną. Tylko czasami, w przelocie i to przypadkiem. Ona widząc mnie zachowywała się jakbyśmy byli parą. Co prawda nawet nieźle jej było w tym szpitalnym wdzianku, ale ja celowo jej unikałem. Nie podobało mi się, że całuje mnie w miejscu publicznym, przy wszystkich. Zgrywałem twardziela, a ona potrafiła niczym matka dać mi buziaka i poprawić niesfornego włosa. O to zrobiłem jej pierwszą awanturę.– To wszystko z miłości! – krzyknęła ze łzami.– Jakiej miłości do cholery?!– Mojej! Do ciebie!Szybko zaczęto o nas gadać i niewiele mnie by to obchodziło, gdyby nie fakt, że dowiedziałem się o niej tego i owego. Szybko się dowiedziałem.Jeden koleś, kucharz o imieniu Marian, zaczepił mnie o Iwonę.– Ty kuźwa jesteś z gruszką? – zapytał i wtedy pierwszy raz usłyszałem, że tak na nią tutaj mówią. Gruszka. Rzecz jasna ze względu na jej wielką dupę.Jego uśmieszek i kpiący ton mi się nie spodobał.– Co to znaczy, że jestem? – spytałem.– No co to znaczy geniuszu?– Nie wiem o co ci chodzi. Po prostu powiedz.– Chodzi mi o to, że dymało ją pół szpitala. Licząc z pacjentami.– No i co?– Nic. Chciałem, żebyś po prostu wiedział.– Dzięki. Miły z ciebie facet.– No raczej.Puścił do mnie jedno z tych swoich świńskich oczek i potem robił to za każdym razem, kiedy go widziałem. Pewnie chciał mnie złamać. Chciał żebym zapytał czy on też ...