Mars
Data: 29.07.2024,
Kategorie:
Geje
Autor: Zue Teksty, Źródło: SexOpowiadania
... znaleźć kogoś na jego miejsce. Byłem w tym nowy, nie umiałem poruszać się w tym świecie tak łatwo jak na Marsie.Jakby mało było tych jego randek, to zaczął się interesować moim tyłkiem. Chwalił go, obmacywał, jakby dostał obsesji, nie słuchał jak go ostrzegałem, że nie ma mowy. Któregoś razu przekroczył granicę. Czując jak pakuje łapę między moje pośladki odruchowo wierzgnąłem, ale nie dawał za wygraną. Dostał w mordę i skulił się na kanapie, kompletnie zszokowany. Jakby nie rozumiał. Mnie też nie było przyjemnie więc się zawinąłem i już w drodze do domu wiedziałem, że to koniec. Żeby uczcić mądrą decyzję, najebałem się solo. Kupiłem wino i wyłoiłem w parku, ignorując telefony i smsy. Oczywiście pisał ten typ. Przepraszał, namawiał żebym wrócił, kombinował i silił się ile mógł. Wtedy właśnie zrozumiałem, że on mnie ma za debila. Za głupka w dresie bez przyszłości, potrafiącego tylko rzucać bluzgami i popijać browary. Tak mnie postrzegał.Nie wiem czemu zrobiło mi się przykro, ale się zrobiło.Kupiłem kolejne wino, facet za ladą uśmiechał się jak szukałem portfela po kieszeniach. Potem wróciłem do parku i piłem dalej.Drogi do domu nie pamiętam, po prostu nagle ocknąłem się na ziemi, oparty plecami o ścianę garażu. Na moim własnym podwórku. Była noc, gdzieś w oddali wyły hamulce nocnych autobusów, podwórko dalej ktoś rechotał a ktoś inny piszczał, gdzieś szczekał pies.Z dwa kroki przede mną ktoś palił fajkę. Widziałem tylko ciemną sylwetkę i żarzącą się końcówkę papierosa.– ...
... Kosa? – strzeliłem kto to może być. Nie pierwszy raz budziłem się gdzieś po piciu, odprowadzony za fraki przez któregoś z kumpli.– Nie Kosa – odparł cicho, trochę rozbawiony. Nie skojarzyłem po głosie. Sprawdziłem kieszenie.– Masz mój telefon? – zapytałem trochę zły, bo coś czułem że ma i że nie odda.– Wypadł ci – mruknął tamten i komórka wylądowała mi koło buta.– Kurwa, bo pęknie! – warknąłem.– Żebyś ty nie pękł – śmieszek był bardzo zadowolony z siebie. Wyrzucił kiepa i wyciągnął do mnie rękę. Pomógł mi wstać, nie było to łatwe.– Masz szczęście, że mnie zawiało do tego parku – powiedział. I już było jasne, kto to. Młody Krzywy, a właściwie to nikt go tak nie nazywał. Mówili mu Strzała, a na imię miał chyba Paweł.I właśnie w ten sposób rozpoczęła się nasza znajomość. Pozbierał mnie najebanego z parku. Nigdy nie zrozumiem, czemu to zrobił.– Ciężki jesteś – zdziwił się, próbując jakoś mnie prowadzić po schodach kamienicy.– Bo mięśnie są ciężkie – wysapałem i padłem na poręcz. Tak mi się kręciło we łbie, że jeszcze pół kroku i rzygałbym na cały korytarz.– A chuj, możemy siedzieć tu – machnął ręką i odłożył mnie na schody. Oparłem się o poręcz i odetchnąłem z ulgą.– Ten telefon ci brzęczał i brzęczał. Ktoś chyba tęskni – uśmiechnął się chytrze. Wytrzeźwiałem w sekundę. Ciśnienie skoczyło mi chyba do 300, Pomyślałem, że przeczytał smsy i wszystko wie. Wie, że zadaję się z typem i robimy sobie schadzki. Wie, że lubię facetów. O kurwa, przecież to jest koniec, to jest wyrok. W ...