Uwagojad (nie)pospolity
Data: 19.09.2024,
Autor: Anonim, Źródło: Lol24
Jeszcze w drugiej połowie dziewiętnastego wieku aluminium, ze względu na rzadkość występowania, wartością dorównywało srebru. Budowany wówczas falliczny pomnik George’a Washingtona został zwieńczony trzykilogramowym daszkiem z tego właśnie kruszcu. Miało mu to nadać dodatkowego prestiżu i znaczenia. Pewnie tak by się stało, gdyby trzy lata później nie opracowano metody masowej produkcji tego metalu. Na domiar złego, po kolejnych dwudziestu latach w Europie odkryto aluminiową folię. John i Jason zaczęli więc owijać nią swoje kanapki do roboty, a potem, uwaleni smarem, formowali kulki i celowali do śmietnika. Aluminium u szczytu pomnika pierwszego prezydenta USA znajduje się do dziś, ale chluby bynajmniej nie przynosi.
Jestem fotografem i zawodowo zajmuję się wydobywaniem piękna. Nie jego uwiecznianiem, nie tworzeniem. Uwiecznić może bowiem każdy, a piękno syntetyczne nie ma w sobie za grosz szlachetności. Myślę, że piękno zdewaluowało się nie mniej niż aluminium. Nikt już nie pochwali mnie za zdjęcia zgodnej z dzisiejszymi standardami modelki. Takich jest przecież na pęczki.
Silikon i push-upy już dawno zmniejszyły zachwyty nad starym, dobrym cyckiem. Pod dostępnymi dla każdego grubymi warstwami makijażu, twarzy i tak widać niewiele. Nawet od tyłu coraz trudniej poznać dziewczyny, bo co, jeśli zapomną „założyć dupę” – specjalne majtki formujące pośladki? A brwi, a usta… szkoda gadać. Do tego, co bardziej leniwe damy mogą skorzystać z odsysania tłuszczu lub jednego z ...
... tysięcy innych zabiegów, jakie oferuje branża beauty. Paradoksalnie, im bardziej rośnie ona w siłę, tym mniej warte staje się znajdujące się w ofercie piękno.
To wszystko blaknie jednak przy możliwościach graficznej obróbki zdjęć. Pięć minut przy tablecie wystarczy, bym z najbardziej owrzodzonej dupy zrobił okaz zdrowia. Nie, żebym się chwalił, bo takimi zdolnościami dysponuje dziś przecież każda nastolatka.
Piękno, choćby to ulotne, jest dziś na wyciągnięcie ręki. Zdewaluowało się.
– Wyszłyśmy jakoś o dziewiętnastej. Miałyśmy być we cztery, ale Daria źle się poczuła. – Ewa nie przestaje trajkotać.
Starym zwyczajem, co dwa tygodnie wykorzystujemy poniedziałkowe okienko w zajęciach i jemy wspólny obiad w barze mlecznym „U Boba”. Nie jest ani tani, ani smaczny, ani nawet przytulny. Nie ma tam też Boba. Jedyny atut to bliskie sąsiedztwo Wydziału Zarządzania.
Nie mam sił jej słuchać. Jestem potwornie skacowany, a ona chwali się pierwszym od kilku miesięcy wypadem na miasto. Alkohol to ostatnie, o czym chcę teraz myśleć.
W głowie mam zupełnie inne rzeczy. Zimą fotograficzny interes kręci się raczej średnio. Zajmuję się głównie młodymi i w miarę możliwości nieubranymi kobietami, a że w przeszłości nie zawsze kończyło się na zdjęciach, reputacja mi nie pomaga.
Kiedy więc Aleksandra Malarz, finalistka konkursu na miss województwa, zgodziła się na sesję, myślałem, że wreszcie złapię Pana Boga za nogi. Kto wie, może nie tylko Jego. W drzwiach przywitała mnie tym ...