Saga o gwiezdnej kobiecie, czyli wyznanie z historią w tle (niewykorzystana scena)
Data: 30.10.2024,
Autor: Anonim, Źródło: Lol24
... brzęk talerzy, kroki oraz przede wszystkim rozmowy. Jednak nie tylko z moim słuchem działo się coś dziwnego. Przykładowo chcąc sprawdzić coś w wiszącym na przeciwległej ścianie kalendarzu, nie musiałam wstawać, tylko skupiałam wzrok i odczytywałam każdą, wydrukowaną nawet najmniejszą czcionką informację. Albo gdy pewnego razu tak szybko sięgnęłam po szklankę, że nie tylko zrzuciłam ją ze stołu, ale i zdążyłam ponownie złapać, zanim się zbiła.
Jakby tego było mało, moje własne odbicie w lustrze wyraźnie robiło sobie ze mnie coraz bardziej podejrzane żarty. Konkretnie takie, że dosłownie z na dzień wyglądałam lepiej, niż za czasów Anieli. Ale nie naszego ostatniego spotkania, a tego pierwszego. Powiedziałabym wręcz, że tak gładkiej cery, puszystych włosów, białych zębów, jędrnych cycków, kształtnego tyłka i wcięcia w talii nie miałam nigdy. I równie mocno mnie to fascynowało, radowało i przerażało jednocześnie. Zresztą nie tylko mnie, bo nawet Rojza wyraziła zaskoczenie tak drastyczną zmianą i czym prędzej postarała się o nowe dokumenty, uwiarygadniające mnie w oczach organów państwowych. Jakie by one nie były. W jednym komplecie, przeznaczonym dla okupanta, zachowałam niemieckobrzmiące nazwisko po Bynku, natomiast w drugim, który miałam na wszelki wypadek trzymać w ukryciu, wróciłam do panieńskiego. Za to w obu odmłodzono mnie o ponad dekadę, co zdecydowanie lepiej pasowało do mej bieżącej prezencji.
Najciekawsze i jednocześnie najbardziej niezrozumiałe – o ile ...
... oczywiście poprzednie kwestie dawało się w jakikolwiek sposób wytłumaczyć – były zmiany dziejące się nie z ciałem, a umysłem. Czułam się, jakby podłączono mnie do generatora, zwielokrotniającego intensywność odczuć. Założono mocne szkła powiększające na wszystkie zmysły. Podawano coraz większe dawki narkotyku, wyostrzającego wszystkie emocje. Każdy najmniejszy smutek potrafił niespodziewanie zamienić się w grobową rozpacz, przyjemność w szaleńczy wybuch szczęścia, a złość w atak furii. Dosłownie.
Zbyt dosłownie. Pewnego wiosennego popołudnia nierozważnie wyszłam poza bezpieczną restaurację i zapatrzona w zachodzące słońce dałam się przyuważyć na ulicy jakiemuś podejrzanemu typkowi. Choć chciałam czym prędzej czmychnąć, on do mnie podbiegł i najpierw zaczął zadawać niewygodne pytania, a później otwarcie szantażować, że zaraz zawoła odpowiednie służby. Chyba że się jakoś dogadamy…
Gdybym powiedziała, że nie zdawałam sobie sprawy, co się dzieje, skłamałabym. Rejestrowałam w każdym najmniejszym szczególe, gdy złapał mnie jedną ręką za ramię i ordynarnie przyciągnął do siebie, drugą klepnął w tyłek i jeszcze do tego zaczął ziać przetrawionym alkoholem wprost w twarz. Całkowicie świadomie wyrwałam się z jego objęć, złapałam za poły palta i odepchnęłam. Tyle że zamiast upaść na chodnik, ostatecznie zderzyć się plecami ze ścianą pobliskiej kamienicy, delikwent poleciał w drzwi. Czy raczej przez drzwi. A jeszcze konkretniej: facet o gabarycie całkiem sporego kredensu wyrwał podwójną ...