Saga o gwiezdnej kobiecie, czyli wyznanie z historią w tle (niewykorzystana scena)
Data: 30.10.2024,
Autor: Anonim, Źródło: Lol24
... zapobiegliwości. Zwłaszcza po tym, gdy to ja sama przedstawiłam się jako własna sporo młodsza krewna. Wreszcie jednak, kiedy kolejny podmuch nocnego chłodu wdarł się przez nieszczelne okienko i owiał przykryte jedynie cienką koszulą nocną ciało Halszki, nie wytrzymałam. Powiedziałam otwarcie, że gdybym chciała zrobić komuś krzywdę, już dawno bym to zrobiła. A że wyglądałam lekko licząc o połowę młodziej, niż powinnam? Cóż, tego sama sobie nie potrafiłam wytłumaczyć, więc dalsze deliberacje nie miały sensu.
Nie oznaczało to oczywiście, że wszystko było już jasne. Chwilowo miałam gdzie się przespać, lecz czym prędzej musiałam znaleźć sobie pracę, pozwalającą przynajmniej na opłacenie jakiejś sutereny. Zaczęłam więc szukać i już po ledwie paru dniach, ku memu kolejnemu miłemu zaskoczeniu, mogłam przebierać w propozycjach. Owszem, nie zawsze przyzwoitych, gdyż niektórzy faceci na mój widok ewidentnie zaczynali myśleć czym innym niż głową, lecz wśród erotomanów-gawędziarzy znaleźli się i tacy, którym bardziej imponowały moje maniery, kultura osobista, umiejętność podtrzymywania konwersacji oraz inne podobne przymioty, pasujące znacznie bardziej do kobiety sporo dojrzalszej. Ciekawe, dlaczego?
Ostatecznie wybrałam ofertę, której z początku nie brałam pod uwagę – mianowicie zostałam recepcjonistką w hotelu. Znaczy niby na początek jedynie praktykantką na asystentkę tejże, lecz postanowiłem z miejsca udowodnić, że mimo braku doświadczenia zasługuję na jak najszybszy awans. ...
... Zwłaszcza że przy okazji mogłam liczyć na malutki, bo malutki, ale jednak własny pokoik w oficynie i półdarmową stołówkę. Nim jednak wyprowadziłam się od Halszki, poprosiłam ją o dłuższą chwilę jeszcze bardziej osobistej rozmowy, w której wyznałam, kim dla mnie kiedyś była, kim mogła być i jak rozpaczałam, gdy musiałyśmy się rozstać. Chociaż, patrząc na losy zarówno moje, jak i jej, może i dobrze, że tak się stało. Zwłaszcza dla niej. Ku memu zaskoczeniu przyjęła to ze zrozumieniem – owszem, była wyraźnie zmieszana i zawstydzona, lecz ani się nie obraziła, ani tym bardziej nie zachowała jak Jagna, która nie chciała mieć ze mną nic wspólnego. A skoro tak, zaproponowałam, byśmy w miarę możliwości utrzymały przynajmniej okazjonalny kontakt.
I na koniec pocałowałam. W policzek.
Kolejne dni, tygodnie i miesiące mijały mi właściwie tak samo: starałam się spędzać jak najwięcej czasu w pracy, byle tylko zająć czymś ręce. I umysł, który – nieoczekiwanie dla mnie samej – zaczął przypominać mi o czymś, o czym wydawało się, że zapomniałam. A może tylko chciałam zapomnieć? Mianowicie, jakbym nie liczyła, ostatni raz kochałam się jeszcze ze świętej pamięci Bynkiem i od tamtego momentu nie tylko nie miałam nikogo, lecz nawet nie wyrażałam specjalnej chęci, by mieć. Mało tego: tak naprawdę brakowało mi nie namiętnych uniesień rodem z najbardziej wyuzdanych fantazji, a zwyczajnej wydawałoby się bliskości, czułości, ciepła. Obecności kogoś, do kogo mogłabym się bezpiecznie przytulić i równie ...