Saga o gwiezdnej kobiecie, czyli wyznanie z historią w tle (niewykorzystana scena)
Data: 30.10.2024,
Autor: Anonim, Źródło: Lol24
... Na koniec oblizałam się lubieżnie, uśmiechnęłam i przytuliłam do zasapanego Iga, najwyraźniej próbującego pojąć, co się właśnie wydarzyło.
Wstałam i nałam tej samej rubinowej nalewki do dwóch kieliszków. Słodko-cierpki alkohol był dokładnie tym, czego oboje potrzebowaliśmy, więc wzniosłam toast ponownie. I zaciągnęłam wciąż wyraźnie oszołomionego faceta… nie, nie do sypialni. Do biura. Konkretnie na biurko, na którym się rozsiadłam w pozie godnej wiadomo kogo. Przeczesałam fryzurę palcami, wypięłam biust i zakręciłam nogami najbardziej obsceniczny piruet, na jaki tylko pozwalał mi rozmiar mebla. Rozchyliłam uda i przeciągnęłam dłonią po oczekującej coraz niecierpliwiej kobiecości… Jakiej tam „kobiecości”! Mokrej, rozgrzanej do czerwoności piczy, która już tylko czekała, aż kochanek jej skosztuje. Posmakuje przeznaczonego jedynie dla niego pożądania, wyliże wszystkie zakamarki do czysta, sprawi rozkosz językiem i palcami, po czym wejdzie w nią i będzie pieprzył, aż braknie tchu. Nam obojgu.
Tyle że Igo tylko siedział. Siedział i patrzał. To na moją twarz, to na piersi, to pomiędzy nogi. W końcu zniecierpliwiona zapytałam, na co czeka. Zmieszał się i zaczął coś mamrotać, że przecież jestem taka młoda, niewinna i nie spodziewał się niczego podobnego nawet w najśmielszych snach… gdyby takie miał oczywiście, bo przecież chciał mnie traktować jak najlepiej, a ja go tak zaskoczyłam… nie, że nie było mu przyjemnie i że mu się nie podobam, ale…
Miałam na te kulawe tłumaczenia ...
... jedną odpowiedź. W dwóch słowach: „bierz mnie”! I bez dalszych ceregieli złapałam Igo za włosy, przyciągnęłam, objęłam udami i skupiłam na własnej przyjemności. Tylko i wyłącznie na niej. Nawet jeśli Igo nie był jakimś wybitnym mistrzem minetki, pomagałam mu subtelnym kołysaniem bioder, skutkiem czego po ledwie kilku minutach po plecach przebiegł mi jakże wyczekiwany dreszcz. Z początku delikatny, niemal łaskoczący, po chwili zamienił się w elektryzującą zmysły błyskawicę, przeszywającą całe ciało. Choć wiedziałam, że przecież to pierwsze nasze zbliżenie i powinnam zachowywać się z odpowiednią dla dobrze wychowanej pannicy skromnością, w ekstazie aż zrzuciłam maszynę do pisania z blatu, budząc tym chyba całą kamienicę.
A to wciąż nie był koniec! Owszem, byłam jako-tako zaspokojona, lecz dalej miałam ochotę, by dosiąść wciąż pochylonego nad mym łonem faceta. Konkretnie jego wyraźnie gotowe na więcej przyrodzenie. Nie czekałam więc, tylko dosiadłam. Na dywanie. W przypływie zdrowego rozsądku porwałam tylko grubą kapę z szezlongu, by miał na czym oprzeć głowę, a mnie było miękko pod nogami. I puściłam się w galop, aż deski pod nami trzeszczały. Przodem, tyłem, na kolanach, w kucki. W końcu oboje byliśmy tak zadyszani, że znów zakomenderowałam: „dojdź we mnie” i nie odpuszczałam, póki me życzenie nie zostało spełnione. Po czym stanęłam w rozkroku, na oczach ledwo przytomnego kochanka zrobiłam sobie dobrze palcami. I na koniec bezczelnie je oblizałam.
Dopiero gdy przebudził ...