Sek(s)rety Pandory (część 4)
Data: 18.07.2025,
Autor: Anonim, Źródło: Lol24
Wykorzystując chwilowe zamieszanie, jakie wytworzył wiwatujący tłum na cześć zwycięzcy pojedynku, Jake wziął swego syna na stronę. Lo'ak przeczuwał kłopoty, więc nie odzywał się ani słowem. Wiedział, że teraz czeka go ciężki wykład, jaki wiele razy odbywał ze swoim ojcem.
– Co ty do cholery wyprawiasz! – zaczął od razu Jake, nie gryząc się w język. – Miałeś tylko spędzać czas z przyjaciółmi, zanim staniesz się dorosły i zdecydujesz, z kim stworzysz więź!
– My już wcześniej zdecydowaliśmy! – odparł głośno Lo'ak, patrząc w kierunku Tsirey, która z daleka ich obserwowała.
– To córka wodza plemienia! – wskazał prawą ręką w jej kierunku. – Takie rzeczy najpierw ustala się z nim oraz ze mną, a nie bierze się sprawy w swoje ręce i licząc, że jakoś to będzie!
– To co, mam ją zostawić! – niemal wykrzyczał, a następnie dodał. – Ty i sanok, połączyliście się bez zgody Eytukana. Sami mi o tym opowiadałeś!
– Milcz – westchnął, a następnie wziął kilka głębszych oddechów. – Czy ty nie rozumiesz, że staram się utrzymać jak najlepsze stosunki z każdym klanem. Tego wymaga status Toruka Makto, jako ten, kto jednoczy wszystkie plemiona. Jak myślisz, co się stanie, jeśli ludzie ponownie zechcą zniszczyć Vitraya Ramungong (Drzewo Dusz), a ja nie będę mógł zgromadzić odpowiedniej ilości wojowników. Omatikaya to za mało na jeszcze większe niż poprzednio siły ludzi. Sam widziałeś, jak potężnym arsenałem broni teraz dysponują.
– Zaraz – Lo'ak spojrzał na niego podejrzliwie. – Nie ...
... mów, że chcecie ponownie wrócić do Omatikaya?
– Właśnie zamierzam i liczyłem, że wrócisz ze mną. Teraz, sam nie wiem – pokręcił głową, a kilka koralików wplecionych we włosy, obiło mu się na policzkach. – Planowałem, że ewentualną walką na morzu, zajmą się klany nadmorskie z wodzem Metkayina na czele. Miał on już styczność z ludzką technologią i wie, jaką strategie przyjąć. Teraz jego odmowa, może nas wiele kosztować.
– Tato, przepraszam – spuścił głowę, właśnie zdając sobie sprawę z własnego błędu. – Ja nie chciałem, to po prostu tak wyszło podczas naszego polowania.
– Wiem synu, a teraz chodźmy – położył swoją ojcowską dłoń na ramieniu Lo'aka. – Jeszcze nie rozmawiałem o tym z Tonowari. Mam nadzieję, że przegrana Ronal, nie pogorszy już i tak złej sytuacji.
Neytiri stała w środku tłumu, wznoszącego do góry swe pięści oraz włócznie. Przyjmując gratulacje obok pokonanej Ronal, mogła odczuwać satysfakcję z wygranej. Stojący między nimi wódz plemienia, trzymaną w ręku włócznie, podniósł do góry. Ustawił ją poziomo, dając tym samym, możliwość zabrania głosu przez zwycięzcę pojedynku.
– Nie przybyłam tu po to, żeby upokorzyć waszą Tsahik. Walczyła dzielnie i godnie, jak każdy Na'vi – powiedziała donośnym głosem Neytiri i robiąc ukłon w stronę Ronal, kontynuowała. – Pragnęłam wyłącznie zobaczyć syna, zanim wrócę walczyć z Ludźmi Nieba! Walka z nimi nie będzie równa, bo obcy nie mają żadnego honoru! Przyszli do naszego potężnego Drzewa Domowego i w ciągu kilku chwil je ...