-
Origami
Data: 17.08.2025, Autor: Anonim, Źródło: Lol24
... sprawdzam cyrkulację krwi w ramionach, bo jestem nawet aniołem stróżem. Bezszelestnie krążę wokół modelki niczym dziecko przy budowanym godzinami domku z kart, bo przede wszystkim jestem przecież mężczyzną. Dyskretnie zerkam pod ciasno przylegającą suknię. Czarne stringi wciąż skutecznie zasłaniają sedno, ale na widok występujących wbrew wąskim biodrom sympatycznych zaokrągleń aż kurczą mi się spodnie. Nie mogę pogodzić się z myślą, że dawniej lądowała w łóżku z kim popadnie, a mnie regularnie odrzuca. Czasem tłumaczy się wynoszącą cztery lata różnicą wieku, czasem zwykłą niechęcią do mężczyzn. Zawsze z tylko sobie znaną bezczelnością. Niedawno przesadziła. Stwierdziła bowiem, że podczas wspólnych sesji nie ma „nas” – jest tylko ona w niezwykłej symbiozie z linami. Że choć to ja pociągam za sznurki, jestem tylko marionetką reagującą na słowo bezpieczeństwa. „Beze mnie liny cię nie zwiążą”, próbowałem nadać swojej roli znaczenia. „A zdjęcia robisz prądem czy aparatem fotograficznym?” Nie pozwolę się sprowadzać do roli trzeciorzędnego prądu. Na samo wspomnienie tej rozmowy wzbiera we mnie gniew. Tymczasem stoper dobija do dwudziestu minut. Emi już dawno przekroczyła możliwości zwykłych śmiertelników i znajduje się o krok od pobicia własnych rekordów. Jej skalpy są niczym Rów Mariański przy Evereście – być może mało spektakularne, ale budzące szczególny szacunek. Niezłomna jak bezduszne liny, wciąż trwa w przyjętej pozycji. Nic nie może jej powstrzymać przed ...
... kolejnym zwycięstwem nad swoimi słabościami. Chyba że pozbawiona sprawczości kukła. Biję się z myślami. Wiem, ile to dla niej znaczy. Przecież wciąż mam w pamięci błysk oczu, z jakim stanęła u progu moich drzwi. Mimo to muszę to zrobić. Lepsza okazja na przywrócenie sobie podmiotowości może się prędko nie powtórzyć. Podkładam stopę pod jej piętę, zabawa skończona. Na wilgotnej skórze przyjaciółki dostrzegam drżenie zmęczonych mięśni. Chusta co prawda zatrzymuje przeciągłe stęknięcie, ale przepuszcza płynącą z niego rozpacz. Spodziewam się wybuchu złości. Nic takiego nie następuje. Stopniowo przywracam Emi wolność. Oswabadzam ramiona oraz jedną z nóg, żeby położyć ją na podłodze. Zachowuję ostrożność, bo w chwili takiej jak ta najłatwiej o spowodowanie kontuzji. Rozwiązując kolejne węzły, ściągając następne pętle, czuję się taki zadowolony ze swojego posunięcia. Niestety cisza między nami okazuje się zwodnicza. Zaledwie chwilę po zakończeniu sesji przez pokój przetacza się huragan wyzwisk i bluźnierstw, na jakie nie jestem gotów. Najbardziej dotykają mnie nie słowa, nie nawet łzy cieknące z płonących furią oczu, a wybrzmiewająca w głosie gorycz zdrady. Niemrawo próbuję wytłumaczyć swoje zachowanie, ale ani przygotowana wcześniej mowa, ani tym bardziej prośby o spokój nie potrafią przebić się przez wściekłe krzyki. Mocno kulejąc, Emi zbliża się do wyjścia, a ja potrafię tylko patrzeć, jak trzask drzwi porusza ścianami mojej kawalerki. Zostaję sam na środku ...