1. Erotyczne przygody Roberta, cz. 3.


    Data: 07.04.2019, Autor: SharoRioni, Źródło: Lol24

    ... takiego stanowiłoby istne spełnienie marzeń!
    
    Któregoś ranka, gdy po wsunięciu małego śniadania spieszyłem się już, by wyjść do szkoły, zatrzymałem się w progu, uświadamiając sobie, iż zapomniałem spakować drugiego śniadania. Szybko wróciłem do kuchni, bo – jak pamiętałem – leżało na blacie obok lodówki, lecz po charakterystycznym plastikowym pudełku nigdzie nie było ani śladu. Nie miałem czasu szukać go dłużej, więc zawołałem:
    
    - Hej, Sandra, nie widziałaś gdzieś może mojego drugiego śniadania? Nigdzie go nie widzę, a jeszcze przed chwilą był w kuchni na blacie!
    
    Siostra, akurat zakładająca buty w przedpokoju, odpowiedziała mi nawet nie patrząc w moją stronę.
    
    - Wzięłam je sobie. Dzisiaj po lekcjach mam trening, więc będę bardziej głodna niż zwykle – mruknęła jak gdyby nigdy nic.
    
    - Ale to jedyne, co sobie przygotowałem do szkoły! Nic innego nie mam! – zaprotestowałem.
    
    - Zamknij się, debilu. Przecież ty i tak nic w tej szkole nie robisz, w ogóle się nie męczysz. A mi się przyda dodatkowa przekąska, jak się zmęczę na treningu. Pomyślałbyś czasem o swojej siostrze…
    
    Wkurzony, nie miałem nawet ochoty z nią dyskutować.
    
    - Oddawaj! – rozkazałem wchodząc do przedpokoju.
    
    - Spieprzaj!
    
    Sandra, która właśnie skończyła się ubierać, ruszyła do drzwi wyjściowych. Nie miałem zamiaru odpuścić.
    
    - Czekaj, oddawaj mi moje śniadanie, złodziejko!
    
    W odpowiedzi chwyciła mój plecak, który stał dotychczas oparty o ścianę, i cisnęła mi nim w twarz, po czym wyszła ...
    ... trzaskając drzwiami.
    
    Gdy niespełna czterdzieści minut później dotarłem do szkoły, cały czas myślałem o tym, jaki sposób śmierci najlepiej by jej odpowiadał. Wahałem się pomiędzy poćwiartowaniem a pruciem wnętrzności. Po udaniu się na lekcje na szczęście szybko zapomniałem o całym incydencie.
    
    Akurat na pierwszej godzinie mieliśmy matematykę. Innymi słowy – syf, którego najbardziej się obawiałem. Matura z matematyki była niestety obowiązkowa, a ja nigdy nie byłem z niej orłem. Wspominałem oczywiście, że szczególnych ambicji odnośnie matury nie posiadałem, planowałem jednak ją zdać, zaś matematyka była przedmiotem, który zawsze szedł mi najsłabiej. A do matury zostało tylko trzy i pół miesiąca.
    
    Po matmie przyszła kolej na godzinę wychowawczą. W jej czasie gospodarz klasy – Aneta Trzeciak (taka jedna idiotka, choć nawet ładna) oznajmiła, że dyrekcja wreszcie wydała zgodę na urządzenie dyskoteki szkolnej. Miała się ona odbyć w najbliższy piątek, to znaczy za dwa dni. Wiele osób ucieszyła ta wiadomość, bo dotychczas dyrektor był w tym względzie bardzo oporny i niechętny akceptowaniu czegokolwiek, co proponowali uczniowie. Ja nie za bardzo mogłem zrozumieć, skąd taka radość u co poniektórych. W końcu mieliśmy po 18, 19 lat; jak ktoś chciał się zabawić, szedł do klubu. Po co więc trzecioklasistom jakaś szkolna dyskoteka – pomysł rodem z gimnazjum? Tak czy inaczej, pozornie była to sprawa mało mnie interesująca. Pewne wydarzenia sprawiły jednak, że stało się wprost przeciwnie.
    
    Na ...
«1234...10»