Na pokuszenie: Wesele
Data: 06.09.2025,
Autor: Anonim, Źródło: Lol24
Wszystko zaczęło się pieprzyć dokładnie miesiąc przed ślubem.
Siedziałam przy biurku, przeglądając po raz setny listę gości, gdy zadzwonił telefon. Zwykły, sierpniowy poniedziałek. Wyświetlił się numer "Dworku pod Lipami".
- Dzień dobry, pani Emilio... - Głos w słuchawce brzmiał niepewnie. - Muszę przekazać bardzo przykrą informację...
W tym momencie przestałam oddychać. Długopis, którym właśnie skreślałam kolejne poprawki w menu weselnym, zawisł w powietrzu.
- Jesteśmy zmuszeni ogłosić upadłość. Nie będziemy w stanie zorganizować państwa wesela.
Świat zatrzymał się na moment, a potem eksplodował. "Ale... ale jak to? Za miesiąc biorę ślub! Mamy umowę! Zapłaciliśmy zaliczkę!" Mój głos przechodził w coraz wyższe tony. W tle słyszałam przeprosiny, jakieś wyjaśnienia o trudnej sytuacji na rynku, ale to wszystko nie miało znaczenia.
Kuba próbował mnie uspokoić, gdy załamana dzwoniłam do niego z tą wiadomością. "Znajdziemy inne miejsce, zobaczysz. Wszystko będzie dobrze." Ale ja wiedziałam. Wrzesień. Szczyt sezonu. Dwa lata planowania tego dnia, a teraz...
Przez następne dni przeczesywaliśmy okolicę jak szaleni. Każdy dom weselny, każda restauracja, każda większa sala w promieniu pięćdziesięciu kilometrów. Wszędzie to samo - "Termin zajęty", "Pełna rezerwacja", "Niestety, nie ma szans". Po każdej odmowie czułam się coraz bardziej bezradna. Powoli traciłam nadzieję.
A potem, dokładnie dziewięć dni po tym telefonie, spotkałam jego.
Czekałam na przystanku, ...
... jak zwykle po pracy. Pot spływał mi po plecach, a makijaż dawno się rozmazał. Byłam tak zmęczona, że początkowo nawet nie zwróciłam uwagi na elegancko ubranego mężczyznę, który usiadł obok. Jak można nosić garnitur w taki upał? I do tego kapelusz fedorę?
- Ciężki dzień? - zapytał, a jego głos brzmiał tak... kojąco. Spojrzałam w bok. Siwe skronie, łagodne zmarszczki wokół oczu, idealnie wyprasowana koszula.
- Aż tak to po mnie widać? - westchnęłam, próbując się uśmiechnąć.
- Czasem łatwiej jest opowiedzieć o swoich problemach komuś obcemu - powiedział łagodnie. — Ktoś, kto nie jest zaangażowany, może spojrzeć na sprawę z dystansu.
Miał rację. Kuba próbował mnie pocieszać, rodzina starała się pomóc, ale wszyscy byli tak samo zestresowani jak ja. A ten człowiek... może to był ten upał, a może po prostu potrzebowałam kogoś, kto wysłucha bez osądzania. Kogoś, kto nie będzie próbował na siłę znaleźć rozwiązania.
- Moje wesele... - zaczęłam cicho. I nagle wszystko ze mnie wypłynęło. Normalnie nie zwierzam się obcym. Ale tego dnia... może to był ten upał, a może po prostu potrzebowałam się komuś wygadać. Więc opowiedziałam mu wszystko.
A on słuchał. Po prostu słuchał, kiwając głową. A potem się uśmiechnął.
- A co by pani powiedziała na małe wyzwanie? - zapytał, a w jego oczach zobaczyłam coś... osobliwego. - Jeśli je pani podejmie, problem z salą weselną rozwiąże się sam.
Parsknęłam śmiechem.
- Naprawdę? Tak po prostu?
- Tak po prostu. - Jego spokój był ...