-
Na pokuszenie: Wesele
Data: 06.09.2025, Autor: Anonim, Źródło: Lol24
... piersi, przygryzając sutki, podczas gdy Nowakowski pieprzył mój tyłek mocniej i głębiej. Jego kutas rozciągał mnie do granic możliwości, wypełniał całkowicie. Moja cipka była mokra i pulsowała, desperacko pragnąc wypełnienia. Byłam już blisko, tak bardzo blisko.... Czas zatrzymał się w jednej straszliwej chwili. Wrzask matki Kuby przeszył nocne powietrze. - Jezus Maria!!! Wypięta, spocona, z włosami w nieładzie z grubym kutasem szefa teraz mojej już nie tak ciasnej drugiej dziurce, z gęstą spermą skapującą z brody na szyję i dekolt, zlizująca ostatnie kropelki z prącia Andrzeja, z gołymi cyckami pieszczonymi zapalczywie przez Tomka. W takiej właśnie sytuacji znalazł mnie mój mąż i jego matka. Stali w świetle parkingowej lampy. Teściowa wyglądała jakby za chwilę miała wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy. Krew odpłynęła z jej twarzy. Przypominała postać z obrazu Edwarda Muncha przeżywająca nieopisaną grozę, najgorszy z możliwych koszmarów. A mój mąż... Boże, jego oczy. Nigdy nie zapomnę tego spojrzenia. Nowakowski, Andrzej i Tomek zamarli jak sarny złapane w reflektory auta. Potem, w panicznym pośpiechu zaczęli się przywracać do porządku, zapinając rozchełstane ubrania. Andrzej potknął się o własne spodnie, Tomek prawie przewrócił się próbując jednocześnie zapiąć pasek i uciec. Nowakowski nawet nie próbował zachować godności - po prostu rzucił się do ucieczki. - Ty parszywa kurwo, dziwko, ladacznico... - matka Kuby dławiła się własnymi słowami, jej ...
... ciałem wstrząsały spazmy szoku. Niewiele ją chyba dzieliło od ataku serca. Albo zabicia mnie gołymi rękami. Klęczałam tam pohańbiona, z obolałym tyłkiem i męskim nasieniem na twarzy, w sukni ślubnej, w której kilkanaście godzin wcześniej przysięgałam mężowi miłość, wierność i szacunek. - Kuba! - mój głos był ochrypły, błagalny. - Kuba, proszę! To nie tak... Ale jak mogłam wytłumaczyć coś takiego? Jak mogłam wyjaśnić to szaleństwo? Odwrócił się powoli, jakby w zwolnionym tempie. Wyglądał jak żywy trup. Każdy jego chwiejny krok, gdy odchodził, bolał jak szpikulec w sercu. - Ty dziwko! Ty kurwo! - powtarzała jego matka biegnąc za synem - W dniu własnego ślubu! Na własnym weselu! Jej słowa chlastały jak bicz, ale zasługiwałam na każde z nich. Gdy zostałam sama, wciąż klęcząc na zimnym asfalcie sięgnęłam po telefon. Musiał to naprawić. Musiał...Przecież mieliśmy mieć z Kubą piękne życie. Długie, bez chorób. Razem. - Jesteś zadowolony?! - mój głos był zachrypnięty od krzyku i tego, co robiłam chwilę wcześniej. - Zrobiłam to! Wszystko! Każdą poniżającą rzecz, której chciałeś! A teraz napraw to! W słuchawce panowała cisza. Tylko jego oddech, spokojny i miarowy, jak zawsze. - Która jest godzina, Emilio? Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 2:15. Poczułam, jak krew zamarza mi w żyłach. - Nie... nie, nie, nie! Umowa to umowa! Pozwoliłam się... pozwoliłam im... — łkałam do telefonu. - Na własnym weselu! W sukni ślubnej! Jak... jak jakaś... - ...