-
Utulnia
Data: 28.09.2025, Autor: Anonim, Źródło: Lol24
... Agnieszką tempo marszu nieco wzrosło. Wychowawczyni trzymała przy sobie obie sprawczynie wypadku i poganiała je do przodu. Moje miejsce obok Włodka zajął Sławek. Chłopcy rozmawiali o tym, co się wydarzyło, i współczuli Sebastianowi. – Dobra, krótki odpoczynek i ruszamy dalej – zakomenderował ojciec Włodka, po czym poszedł szukać swojego kolegi Honzy. Znalazł go po chwili na korytarzu. Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie i objęli się. – Postój 10-15 minut i ruszamy – poinformował swojego słowackiego kolegę pan Gustaw. – Gustaw, zostajecie tutaj. Ciągniecie za sobą sporą burzę, która dotrze tu za jakieś 30-40 minut. Miała być parę godzin później – przekazał mu Honza. Ojciec Włodka zbladł. Był blady jak ściana. – Jezu, co ja zrobiłem najlepszego – wyrzucił z siebie. – Gustaw, mów, co się stało! – ryknął na niego Honza, potrząsając nim. – Jeden chłopak skręcił nogę, więc posłałem go w dół szlaku z młodą nauczycielką – wyznał mężczyzna. – Dobrze zrobiłeś, bez sensu było go ciągnąć w górę, kiedy to było – usłyszał Gustaw od Honzy. – To było jakieś dwie, może dwie i pół godziny temu, nie pamiętam dokładnie – odparł nasz przewodnik. Włodek zauważył rozmowę obu mężczyzn i wyczuł, że coś jest nie tak. Zbliżył się do ojca. – Tato, co się dzieje? – zapytał, widząc, że jego ojciec jest blady jak ściana. – Nic, przekaż wychowawczyni, że nocujemy tutaj. Zbliża się burza, idzie od zachodu – rzucił mu krótko ojciec. Włodka zamurowało. Wiedział, że ...
... podczas burzy chodzenie po górach jest niebezpieczne. – Sebastian i pani Agnieszka – wyrzucił z siebie, zdając sobie sprawę, że ta dwójka poszła wprost na spotkanie burzy. – Idź, nie ma czasu – ponaglił go ojciec. Włodek ruszył w kierunku wychowawczyni i przekazał jej informację o przymusowym noclegu w schronisku oraz nadciągającej burzy. Tego drugiego faktu nie dało się ukryć; delikatne pomruki burzy można było usłyszeć. Wkrótce zapanował harmider i chaos. Wszyscy pytali, co i dlaczego. Wychowawczyni starała się zapanować nad tłumem, ale średnio jej to wychodziło. – Proszę o uwagę – zagrzmiał głośno ojciec Włodka, a towarzystwo na chwilę ucichło. – Zbliża się burza i jesteśmy zmuszeni przenocować tutaj. Obecny z nami czechosłowacki przewodnik, pan Honza, załatwił nam dwie ośmioosobowe sale, reszta rozlokuje się w jadalni. Grupą męską opiekuję się ja, grupą damską pani Maria (wychowawczyni). Warunki będą nieco spartańskie, część osób będzie spała na podłodze, reszta na drewnianych pryczach w salach. Ruszymy najprawdopodobniej jutro rano, gdy pogoda się poprawi – przedstawił młodzieży i wychowawczyni swój plan. Teraz to dopiero zrobił się gwar i hałas. Większość przyjęła to ze zrozumieniem, ale byli też tacy, którym to nie pasowało. Obaj mężczyźni ruszyli korytarzem. Dopadła ich wychowawczyni. – Panie Gustawie, jest za mało miejsc, a co z pokojami dla nas, mam spać z młodzieżą na tym materacu – zapytała, jakby nic ważniejszego nie miała na głowie. – Proszę ...