-
Utulnia
Data: 28.09.2025, Autor: Anonim, Źródło: Lol24
... godzinach zatrzymaliśmy się na sporej polanie. Standardowo – panie na lewo, panowie na prawo, ci, co potrzebowali udali się za potrzebą. Spojrzałem na mapę i zdałem sobie sprawę, że idziemy poniżej średniego tempa marszu w takim terenie. Pokonaliśmy około 1/3 trasy. – Widzę, że patrzysz, gdzie jesteśmy, o tutaj – usłyszałem głos pana Gustawa, który wskazał mi miejsce na mapie. – Za wolno idziemy – zauważyłem. Kiwnął głową na znak, że zgadza się ze mną. – Stara zasada mówi, że dostosowujemy tempo marszu do najsłabszego wędrowca – rzucił znany slogan. – Tato, jak dla mnie to jeszcze dobre 3 godziny do schroniska – wtrącił się Włodek. – Nie ma się co martwić, mamy dość duży bufor czasu, a nawet opóźnienie o dwie godziny zapewni nam dotarcie do celu przed zmrokiem – uspokoił nasze obawy starszy pan. Krótki, bo trwający kwadrans odpoczynek dał jakieś tam wytchnienie. Grupa ponownie się zorganizowała. Po przeliczeniu uczestników, upewniliśmy się, że wszyscy są obecni, i mogliśmy ruszać w dalszą drogę. Plan naszej wycieczki zakładał, że o umówionej porze na końcu szlaku czekać na nas będzie autokar, który zawiezie nas do bursy szkolnej na nocleg. Gdybyśmy się tam nie pojawili, kierowca miał po trzech godzinach powiadomić ratowników, aby rozpoczęli nasze poszukiwania. W schronisku na szczycie nie było telefonu, ale według zapewnień pana Gustawa, znajdował się tam radiotelefon do łączności alarmowej z służbami. Z początku grupa ruszyła żwawo i wydawało się, ...
... że być może zdołamy nadrobić opóźnienie. Niestety, te nadzieje okazały się płonne. Po około 30 minutach marszu na czoło wysunęła się grupa sprawniejszych, a z tyłu pozostały te same osoby. Nasze koleżanki, Asia i Kasia, co chwilę się zatrzymywały, zmuszając nas do przystanków. Plotły jakieś babskie androny i nie zwracały uwagi na to, gdzie stawiają kroki. Już raz Włodek zdążył chwycić Joannę, gdy ta, nie patrząc pod nogi, potknęła się i poleciała do tyłu. – Patrz pod nogi, Aśka! – zwrócił jej uwagę. Przez grzeczność podziękowała, ale coś tam pomamrotała pod nosem. Rozglądały się, chichotały i nie zwracały uwagi na szlak. – Kasia, patrz, sarenki! – usłyszeliśmy głos Joanny. – Gdzie? – zapytała Kasia, nie patrząc pod nogi, i uderzyła w wystający korzeń. Straciła równowagę i poleciała do tyłu. Zauważyłem to i szybko doskoczyłem, by ją chwycić. Udało mi się, ale gdy ją trzymałem, zsunęła się moja lewa stopa i poczułem specyficzne chrupnięcie w kostce. – Łał – jęknąłem z bólu. Włodek doskoczył do mnie i podtrzymał dziewczynę. Zrobiłem krok i poczułem narastający ból w kostce, która zaczynała puchnąć. – Jasna cholera, tylko nie to – zakląłem, zdając sobie sprawę, że to skręcenie lub zwichnięcie. Przysiadłem na ziemi. Włodek podszedł do mnie. – Co się stało, wszystko w porządku? –zapytał. Kiwnąłem głową przecząco. – Stójcie, mamy wypadek – wrzasnął na całe gardło. Cała grupa stanęła. Byłem wściekły na siebie. Miałem zamiar iść w wojskowych ...