-
Weselna panna
Data: 03.10.2025, Autor: Anonim, Źródło: Lol24
Informacja o tym, że mój kuzyn Marek się żeni spadła na mnie nagle. Otóż rodzice zadzwonili i poinformowali mnie, że był u nas w domu z przyszłą żoną i zostawił dla mnie osobne zaproszenie. Po skończonym technikum zadecydowałem, że zostanę żołnierzem zawodowym i udało mi się dostać na szkołę oficerską. Był to początek lat dziewięćdziesiątych (dokładnie 1991), kiedy moja droga życia związała się z armią. Rodzice z początku niezbyt zadowoleni przełamali się po jakimś czasie i zaakceptowali moją decyzję. Udało mi się zaliczyć pierwszy rok studiów i byłem teraz na drugim. Z kobietami było krucho. Szkoła typowo męska. W tych latach nie przyjmowano jeszcze do szkół oficerskich kobiet. Nieliczne przedstawicielki płci pięknej spotkać można było w wojskowej służbie zdrowia oraz jako pracownice cywilne resortu MON. System przepustkowy na pierwszym roku był bardzo restrykcyjny. Nauki było dużo, dodatkowo dochodziły służby i warty, wypełniając czas. Pojedyncze wypady do Warszawy zawierały się w granicach 24-godzinnej przepustki, gdyż nie miałem w stolicy, gdzie przenocować. Moje życie towarzyskie praktycznie w tym okresie zamarło. Dłuższe przepustki spędzałem w domu, lecz nie były one tak często wydawane. Dodatkowy kłopot polegający na tym, że obowiązkowo należało opuszczać rejon koszar w mundurze, pomimo ogólnie przyjętego stwierdzenia „za mundurem panny sznurem” jakoś w przypadku podchorążych się nie sprawdzało, przyciągając najmniej pożądany element w postaci patroli ...
... Żandarmerii Wojskowej. Gdy więc pojawiłem się w domu, z zaciekawieniem obejrzałem zostawione dla mnie zaproszenie. Nie byłem zbytnio zdziwiony, że opiewało na mnie plus osoba towarzysząca. Miałem wszak ukończone 21 lat. Pozostawał problem, z kim udać się na tę uroczystość. Miałem nieco czasu, aby odpocząć w domu. Wykorzystywałem urlop nagrodowy za dobre wyniki w strzelaniu z kałacha. Cztery dzionki to było coś. — A co tak nagle ich wzięło z tym ślubem? — zapytałem matkę. — Ano, synku wpadli, ot i cała prawda — odparła. Kuzyn ostatnimi czasy zgrywał playboya. Nie utrzymywałem z nim zażyłych stosunków. Ot normalna wymiana zdań. Był starszy ode mnie o rok. Wzruszyłem ramionami. Zdarza się. Po głowie tłukło mi się, z kim pójdę na to wesele. Koncepcji nie miałem. Przyjść samemu też było głupio. Pomyślą, że jakiś odmieniec, może o innej orientacji seksualnej, fajtłapa. Miałem problem, który należało rozwiązać. Nikt konkretny nie przychodził mi do głowy. Opcja, by udać się do którejś z koleżanek, z podstawówki i poprosić, czy nie potowarzyszy mi na weselu, nie wchodziła w rachubę. Po pierwsze nie utrzymywałem z żadną aż tak zażyłych kontaktów, po drugie z pewnością miały już chłopaków, a po trzecie, część z nich studiowała gdzieś w Polsce. — Wiesz mamo, chyba nie pójdę na to wesele, nie wiem, czy dostanę przepustkę — odparłem po południu zrezygnowany. Było to najprostsze i sensowne wyjście z sytuacji. Rozwiązywało problem prosto i skutecznie. — No co ty, to ...