1. Spalam się (wersja końcowa)


    Data: 28.11.2025, Autor: Anonim, Źródło: Lol24

    ... może to tylko moje wyobrażenie i wymyślam?
    
    – Michałku, wszystko w porządku? Jesteś smutny?
    
    – Nie, no coś ty. – Pocałował mnie w czubek głowy. – Chłonę naturę i cieszę się z tego, że jesteśmy tu razem. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
    
    – Jak byłam mała, to jeździliśmy z tatą nad jezioro i karmiliśmy łabędzie chlebem. – Doszliśmy do pomostu, stałam przodem do tafli jeziora, opierając ręce o barierkę, a Michał obejmował mnie z tyłu w pasie. – Uwielbiałam to, dopóki ktoś nie uświadomił mnie, że karmienie łabędzie odzwyczaja je od zdobywania pożywienia i prowadzi do ich śmierci, bo nie będą potrafiły poradzić sobie samodzielnie.
    
    – Trochę jak z nauką dzieci, co? – szepnął mi do ucha.
    
    – Trochę. – Rozejrzałam się. – Tu jest tak pięknie, że mogłabym zostać tu na dłużej, nawet na tydzień.
    
    – Tak, a kto by lekcje w drugiej be prowadził?
    
    – Podlaszczak.
    
    – Sandał? Daj spokój.
    
    – Sandał? On ma taką ksywę? – Zaśmiałam się. – Jesteście okrutnymi bachorami. Zaraz, ja też mam ksywę?
    
    – Masz, ruda.
    
    – No tak, mogłam się spodziewać. Dobrze, że nie coś gorszego.
    
    – No cóż, Cymbałowska od fizyki dostała nicka „Mask of Death”.
    
    – Co? – Parsknęłam. – Boże, jesteście naprawdę straszni. To nie jej wina, że ma taki wyraz twarzy.
    
    – Nasza też nie. – Poczułam, jak wzruszył ramionami i odsunął się.
    
    – Czemu sobie poszedłeś? – Obróciłam się i zerknęłam w dół, zakrywając ręką usta.
    
    O mój Boże…
    
    M.
    
    – (...). Zaraz, ja też mam ksywę?
    
    – Masz, ruda.
    
    – No ...
    ... tak, mogłam się spodziewać. Dobrze, że nie coś gorszego. – Słyszałem rozbawienie w jej głosie.
    
    – No cóż, Cymbałowska od fizyki dostała nicka „Mask of Death”.
    
    Głos miałem opanowany, ciało również, ostatkiem wysiłku, ale wnętrze drżało jak osika, a ja sam miałem ochotę zemdleć. Nie denerwowałem się tak od…? Nie pamiętam kiedy, w kieszeni spodni nerwowo ściskałem zielone, ozdobne pudełko, obite zamszonym materiałem, przeciętym zamocowanymi do niego kokardkami.
    
    – Co? – parsknęła. – Boże, jesteście naprawdę straszni. To nie jej wina, że ma taki wyraz twarzy.
    
    – Nasza też nie. – Raz kozie śmierć, najwyżej dostanę po głowie.
    
    – Czemu sobie poszedłeś? – Obróciła się i poszukała mnie wzrokiem, zakryła dłonią usta i otworzyła szeroko oczy. – O mój Boże… – wyszeptała.
    
    Klęczałem przed nią na jednym kolanie, patrząc się z nadzieją w górę. Oczy zaszły jej łzami, a ręce drżały.
    
    – Skarbie? – zapytała cicho. – Co ty robisz? – Rozejrzała się dookoła, jakby utwierdzając się, że jesteśmy sami i nikt nie przeszkodzi nam w celebrowaniu tej wyjątkowej chwili.
    
    – Wiem, że jestem gówniarzem, niepełnoletnim dzieciakiem, który nie ma jeszcze dowodu osobistego. Wiem też, że możesz traktować to, jak dziecinadę, ale jestem całkowicie poważny, bo nigdy nie żartowałbym z tak poważnej sprawy. – Wyjąłem spoconą dłonią pudełeczko z kieszeni. – Kocham cię, jak nikogo innego, jestem też pewien, że nikogo innego tak nie pokocham, jak ciebie – chciała mi przerwać, ale uciszyłem ją dłonią. – ...
«12...777879...100»