Pani Dwóch Krajów cz. 77
Data: 12.04.2019,
Autor: nefer, Źródło: Lol24
... walkę. Mniejsza z lwic skoczyła odważnie ku przejeżdżającemu obok rydwanowi, wbijając pazury w bok prawego konia. Ten kwiknął przeraźliwie, rzucił się w bok i zachwiał towarzyszem. Woźnica nie zdołał opanować wozu i cały zaprzęg zwalił się na porośnięty wątłą trawą piach. Na szczęście kierujący tym skrzydłem obławy Harfan nie stracił głowy, jak przystało na dowódcę Królewskiej Gwardii. Natychmiast skierował w tę stronę własny pojazd, a towarzyszący Libijczykowi oszczepnik krótkim rzutem wbił grot przed nasadą tylnej łapy zwierzęcia. Miał wrażenie, że chociaż w taki sposób zdoła wyrazić głuchą nienawiść do bogów, którzy w przewrotny sposób pokierowali jego losem. Mylił się, oczywiście. Nienawiść pozostała, chociaż los drapieżnika został przesądzony. Cios nie okazał się wprawdzie śmiertelny ale dwa kolejne rydwany powtórzyły manewr pułkownika i ciało lwicy przebiły następne drzewca. Poruszała się jeszcze, wlokąc tylne łapy, unosiła głowę oraz wydawała głośne ryki bólu i nienawiści, oczy wielkiego kota zachodziły już jednak mgłą śmierci. Pozostali myśliwi uszanowali odwagę samicy i oszczędzili jej dalszych ciosów, pozwalając skonać w spokoju. Jej towarzyszka także rzuciła się ku innemu zaprzęgowi, poruszała się jednak z nieco mniejszą szybkością i zaatakowała z opóźnieniem. Dzięki temu woźnica zdołał wykonać ostry skręt, a lwica nadziała się na nastawiony oszczep stojącego na platformie wojownika. Pęd rydwanu nie pozwolił utrzymać drzewca w dłoniach, ranne zwierzę odpadło na ...
... piasek. Ułomek pękniętego oręża sterczał z piersi drapieżnika, grot sięgnął płuc. Kilka następnych oszczepów zakończyło sprawę.
Harfan zajął się obalonym zaprzęgiem. Zarówno woźnica jak i jego towarzysz wyszli z tej przygody cało, dość mocno tylko poobijani. Podnosili się właśnie z pewnym trudem. Gorzej powiodło się koniom. Zaatakowany przez lwicę krwawił z kilku ran na boku, natomiast drugi rumak upadając złamał nogę. Rżał teraz z bólu. Libijczyk pokręcił głową i dobył sztyletu. Swego dowódcę powstrzymał jednak wojownik powożący pechowym rydwanem. Pochylił się nad nadal leżącym zwierzęciem, wyszeptał coś do jego ucha, poklepał po głowie i użył własnego ostrza, podcinając gardło i skracając cierpienia przyjaciela. Przy rannym koniu przyjął już pomoc towarzyszy, którzy z wprawą obmywali ślady pozostawione przez pazury drapieżnika i nacierali je jakąś maścią.
"Panie, ta tutaj była kotna. To dlatego zaatakowała wolniej” - zawołał któryś z gwardzistów, oprawiający już większą samicę. - "Zabiliśmy ją w samą porę, za jednym zamachem kilkoro tych rozbójników mniej.”
"Trzeba przeszukać zarośla!” - polecił Libijczyk. - "Widziałem, jak zręcznie nastawiłeś oszczep. Powiem o tym Pani Dwóch Krajów, Oby Żyła i Władała Wiecznie, nie ominie cię naszyjnik zabójcy lwów.” - Twarz żołnierza pojaśniała z zadowolenia. - "Drugi dostanie mój towarzysz, który zadał pierwszy cios mniejszej lwicy.”
Nikt nie sprzeciwił się słowom dowódcy, sprawiedliwie zresztą przysądzającego zasługi. Tymczasem ...