Ogień i lód (Sługa płomieni 2)
Data: 19.04.2019,
Autor: nefer, Źródło: Lol24
... szpicrutę pani Rianny.
- Ćwiczyliśmy konie i ścigaliśmy się w lesie. Zdołałam wyprzedzić mego małżonka, a może to on dwornie mi na to pozwolił, dość, że nie odpłaciłam się równą uprzejmością. Jakaś odchylona gałązka trafiła księcia w twarz. Niestety, nie jestem damą z Południa, zasłużył jednak na swój los w obydwu przypadkach, zarówno jako przegrany, albo też jako zbyt szarmancki, nieuczciwy współzawodnik! Czas jednak ruszać. Zechcesz dosiąść swego wierzchowca i dać sygnał do rozpoczęcia łowów, Bastianie?
- To twój przywilej, Rianno.
Skinął na stajennego, by podprowadził konia. Ogiera tej samej rasy co kary księżnej, tylko gniadego i rodzimej hodowli, bez domieszki południowej krwi, co objawiało się nieco krótszymi nogami oraz pęcinami. Odrzucił pomoc i sam wspiął się na siodło, pod uważnym spojrzeniem jarla Briana. Nie dorównywał może żonie w umiejętnościach jeździeckich, bo nie było prawdą, że celowo dał jej wygrać podczas istotnie odbytej wczoraj gonitwy, ale radził sobie całkiem nieźle. Tymczasem księżna przyzwała głównego łowczego.
- Zaczynajmy, stary przyjacielu.
- Rianno, to znaczy Szlachetna Pani, wszystko przygotowano zgodnie z Twoimi rozkazami. Możemy ruszać.
Doświadczony mistrz łowów uniósł do ust pięknie okuty mosiądzem róg i zagrał kilka taktów sygnału oznaczającego rozpoczęcie polowania. Wypadli przez bramę zamku i wkrótce rozsypali się w luźną gromadę, na której czele podążał łowczy z następującą mu na pięty księżną. Zapewne chętnie ...
... wysforowałaby się do przodu, ale to stary myśliwy kierował tropicielami i otrzymywał najnowsze raporty o miejscu przebywania zwierzyny. Psów nie zabrali, w dość głęboko zalegającym świeżym śniegu nie na wiele by się zdały. Ten sam śnieg ujawniał jednak bezlitośnie trop samotnego jelenia, bez wątpienia króla puszczy i obiektu dzisiejszego polowania. Z pewnością tym razem nie ujdzie swemu losowi, oczywiście, o ile pogoda się utrzyma. Z niepokojem spojrzał w niebo, na którym pojawiało się coraz więcej chmur. Będą musieli się pospieszyć. Z tą myślą ruszył w las, starając się dotrzymać kroku małżonce. Szlachetna pani Rianna jak zwykle zatraciła się wkrótce w radości łowów, szalonej jeździe leśnymi bezdrożami, pędzie wiatru, poczuciu siły i niezależności, które dawało jej zawsze panowanie nad dzielnym rumakiem. A dzisiaj takiego właśnie dosiadała, z niezrównaną zresztą wprawą. Nic dziwnego, że w takich warunkach niełatwo było utrzymać się w szpicy polowania i on także nadążał z pewnym trudem. Myśliwski orszak rozciągał się coraz bardziej, gdy poszczególni jeźdźcy, mniej obyci z końmi lub dosiadający gorszej klasy wierzchowców zaczęli zostawać w tyle. Łowczy od czasu do czasu wygrywał kolejne sygnały, wskazujące kierunek ucieczki zwierzyny oraz posuwania się głównej gromady. Czynił to jednak niezbyt często, jak gdyby wcale nie zależało mu na skupieniu polowania. Może nie chciał, aby ktoś przypadkiem uprzedził księżną przy zadawaniu pierwszego ciosu? Starając się nie odstawać za małżonką, z ...