1. Impreza na plaży cz. 13


    Data: 23.05.2018, Kategorie: Geje Autor: LukaszLuke, Źródło: Fikumiku

    ... Adrian. Nie... Tego już za wiele! Rozejrzałem się przerażony i wściekły. Byliśmy w Jastrzębiej Górze, blisko klifu. Nie wytrzymałem, rozpędziłem się i skoczyłem, chciałem skończyć to wszystko, raz na zawsze! -Kacper, nieeee!!! ---- Obudziłem się cały mokry. Naprawdę oszalałem, jeżeli już mam takie sny, to źle ze mną. Spojrzałem na zegarek, była czwarta, trzydzieści osiem, długo leżałem i wpatrywałem się w sufit. Michał się obudził. -Dlaczego nie śpisz? - zapytał. -Miałem okropny sen. Śniło mi się, że... - głos mi się załamał. - nie jesteśmy razem... a ty... ty byłeś z Adrianem... w sensie byliście parą... - wpadłem w histerię. -Uspokój się, kotek. To tylko sen. Przytulił mnie i pocałował w czoło. Wróciłem do siebie, po dobrych czterdziestu minutach i zapadłem ponownie w sen. Wstaliśmy przed południem, mieliśmy dwa dni wolne i Michał zaproponował wycieczkę do... Jastrzębiej Góry. Stanowczo powiedziałem, że nie ma nawet o tym mowy, ale nie uzasadniłem dlaczego. Wy wiecie dlaczego. W zamian, zaproponowałem, abyśmy spędzili te dwa dni, tylko we dwoje. Po ustaleniach, poszliśmy do łóżka i nadrobiliśmy zaległości. Kochaliśmy się, a właściwie niemal, bzykaliśmy jak króliki. Drugiego dnia, Michał zabrał mnie do kina, film chyba ciekawy, ale my byliśmy zajęci zupełnie czym innym. Poszliśmy do kina, a nie na film, to chyba najtrafniejsza ocena sytuacji. Przez następny tydzień, nie odzywałem się do Marty, ani ona do mnie. Byłem zajęty pracą, obowiązkami domowymi i Michałem. Nadszedł ...
    ... dzień, którego się bałem, kontrola u onkologa. Wsiedliśmy w taksówkę, pojechaliśmy do kliniki, lekarz przyjął mnie bez czekania. -Witam panie Kacprze. Jak się pan czuje? - zapytał uprzejmie. Swoją drogą, nie wkurza was, że oni zawsze pytają, jak się człowiek czuje? -Dzień dobry panie doktorze. Czuję się wyśmienicie. - skłamałem, bo czułem się bardzo źle. -Nie odczuwał pan osłabienia, od ostatniej wizyty i pobytu w szpitalu? -Nie. -Rozumiem. Zrobimy panu badania krwi i zobaczymy co pokażą. Nazajutrz, otrzymałem telefon z kliniki, mój lekarz prosił o natychmiastowe spotkanie. Nie spodobało mi się to, nic dobrego to nie oznaczało. Od razu po rozmowie, wsiadłem w taksówkę i pojechałem, tym razem sam, nie chciałem martwić Michała. Po wejściu do gabinetu, lekarz poprosił, abym usiadł. -Czy coś się stało? - zapytałem. -Owszem. Postęp pana choroby, jest znaczny. Dużo większy, niż przypuszczałem. Musi pan zacząć chemioterapię i to jak najszybciej. Każdy dzień się liczy. -Ale ja nie chcę. Mam pracę, czuję się dobrze, nie mogę się zgodzić. -Czy pan rozumie, że bez tego, choroba pana zabije? -Ale chyba jeszcze kilka lat pożyję? - próbowałem być dowcipny. -Przy takim tempie rozwoju choroby, może rok. -Dobry i rok. - dalej dowcipkowałem jak gówniarz. -Proszę być poważnym i zastanowić się nad swoją decyzją. Nie mogę pana zmusić, ale usilnie zalecam chemioterapię. -Dziękuję. Zastanowię się. W drodze do domu, zrobiło mi się naprawdę słabo. Złapałem się barierki i chwilę stałem. W głowie kręciło ...