1. Arystokrata16


    Data: 11.06.2018, Autor: violet, Źródło: Lol24

    ... wytrzymania! Nie do wytrzymania była świadomość, jaką marionetką stał się w rękach szaleńców i na jak wiele zdarzeń nie miał wpływu i rzeczy, których nie chciał popełnić. Nieznośna suchość w ustach doskwierała. Oblizał spierzchnięte wargi, chciało mu się pić. Klęcząc od tylu godzin, mógł się już poczuć jak element wyposażenia, jak ten duży stojący na przeciwległej ścianie zegar z okrągłym wahadłem, miarowo odliczający czas. W pewnym momencie odniósł nawet wrażenie, że kiwa się w rytm uderzeń. Liczył, że chociaż Alan podejdzie do niego, ale poganiany przez gosposię, nie miał okazji i przemykał tylko od czasu do czasu obok. Tkwił tak ogarnięty ponurymi myślami, walcząc z obolałym ciałem o chwilę błogosławionego odprężenia i nie zauważył, gdy w końcu pojawił się obok niego osobisty panny Rays, a na którego uwagę już dawno stracił nadzieję.
    
    - Coś ty nawyprawiał? - spytał szeptem i nie czekając na odpowiedź, dodał: – Jak stara pójdzie do domu, to pogadamy. - Poklepał Drugiego po plecach i pospiesznie odszedł do swoich obowiązków. Ten gest i krótkie parsknięcia gospodyni, kiedy kilkakrotnie przechodziła obok, uświadomiły mu, że wiadomość o jego występku dotarła do pałacyku Marty szybciej niż on sam. Nie lubił tej kobiety, zresztą z wzajemnością. Ta w podeszłym już wieku osoba, widząca w każdym niewolniku potencjalnego kryminalistę, od czasu kiedy tu zamieszkał, odnosiła się do niego z wymuszoną obojętnością. Trochę lepiej traktowała Alana, ale tylko z tego powodu, że jako ...
    ... osobisty panny Rays, był pożyteczny i wykorzystywany do wszelkich możliwych prac. Natomiast obecność Drugiego, według niej była jakimś kompletnym nieporozumieniem. Jak większość społeczeństwa tego regionu kraju, czerpiąca wymierne korzyści z niewolniczej pracy, hołdowała zasadzie, że wartość niewolnych i potrzeba utrzymywania ich, jest celowa do momentu zapotrzebowania na jego pracę. W innym wypadku, każdy taki sługa był zbędnym obciążeniem, którego należało się pozbyć. Teraz, kiedy usłyszałajeszcze jakim jest zwierzęciem, prawdopodobnie umocniła się w teorii o podludziach. Na szczęście dla niego i Alana, jej obecność ograniczała się tylko do kilku godzin dziennie, podczas których zarządzała gospodarstwem domowym małej rezydencji, jak sama nazwała dom swojej ulubienicy. Nie było niczyją tajemnicą, że Marta jest jedną z niewielu osób, którą ta oschła i zdystansowana kobieta lubiła i podziwiała. Co odważniejsi twierdzili nawet, że kochała spadkobierczynię Raysów jak własną córkę. Miało to swoje umotywowanie w przeszłości, kiedy jeszcze pracowała dla matki Marty. Od momentu powrotu panny Rays do rodzinnego domu, za punkt honoru obrała sobie sprawowanie opieki nad dziedziczką. Dzieliła czas i obowiązki pierwszej ochmistrzyni pomiędzy główną rezydencją i małą rezydencją. Doglądała i dbała o wygodę dziewczyny, czujnie bacząc, czy nic jej nie brakuje, a w domu wszystko funkcjonuje bez zarzutu. Do jej zadań należał też ewentualny nabór służby i bardzo ubolewała, że Marta nie zgadzała się ...
«1234...11»