"Wyznania Geja"
Data: 14.12.2019,
Kategorie:
Geje
Autor: GayStoriesPL, Źródło: xHamster
... Spieszył się gdzieś. Może na randkę z chłopakiem? A kiedy już przeszedł, tak za nim zawołali: "Parówa!" Przyspieszył kroku, uciekł po prostu. Dostał obuchem w głowę. Cóż, zdawał sobie sprawę. Kiedyś musiał ten moment nastąpić. Odtąd wyzwiska zaczęły się powtarzać. Coraz bardziej jawne i natarczywe. Przestali go już zupełnie szanować. A przecież liczył się dotychczas w swojej społeczności. Miał trwałą, wysoką pozycję. Tak mu się wydawało dotychczas. Jednak, po odkryciu jego sekretnego życia, wyrzucili go za nawias. Przestał dla nich być równoprawnym partnerem. Stał się w ich mniemaniu miękką i płaczliwą ciotą. Gorzej! Zastrachaną, więzienną parówą. Taki mieli bydlęcy obraz homoseksualistów. Niektórzy z nich posiedli nawet pewne okrutne doświadczenia w tym przedmiocie. Wybierali się łowić pedałów. Nieraz tak wieczorami wystając na rogu i gwarząc, nudzili się wyraźnie. Gdzie iść, co robić? I wtedy jeden z nich rzucał hasło. Łowy na pedałów! Wypatrywali odmieńców i udawali ochoczych chłoptysiów. Potem w łeb nieszczęśnika i zabierali mu zegarek, forsę. Bił się kilka razy z tymi, co go przezywali. Różnie bywało. Raz był zwycięzcą, innym znów razem pokonanym. Bić się umiał. Przez pewien czas trenował boks. Miał nawet pewne osiągnięcia w swojej wadze jako junior. Zdobył również bogate doświadczenie w ulicznych bójkach. Wymusił więc dla siebie pewien respekt. Już nie szydzili z niego wprost. Tylko za plecami. Zawsze przechodząc wyobrażał sobie, co o nim poszeptują. Ohydztwa, ...
... plugastwa, same świństwa. Mimo woli garbił się. Oni i on. Już nawzajem sobie obcy. Ostatecznie został napiętnowany. Jego ulica, rówieśnicy, węzeł wspólnoty, poczucie oparcia kręgu najbliższych - wszystko minęło bezpowrotnie. Wyrósł mur najeżony szkłem i drutami. Przemykał się jak ścigany. Żeby nikogo nie spotkać i nie widzieć tych charakterystycznych, jakże wrednych uśmieszków. Żeby nie słyszeć tych szeptów za plecami nie odczuwać tego napięcia aż do bólu w karku krwi uderzającej do głowy.
Wreszcie i do rodziny to dotarło. Musiało dotrzeć. Matka. Najgorzej z matką. Przeżyła ten cios boleśnie. Pragnęła przecież tak bardzo szczęścia dla niego. Był jej najmłodszym dzieckiem. Ulubionym. Jego szczęście według przekonania matki to dobrze płatny zawód, mieszkanie w nowym bloku, żona i dzieci. Szykowała się do pomocy w wychowaniu jego potomstwa. Nieraz tym mówiła. Nagle unosiła głowę znad wiecznej roboty: gotowała, prała, łatała; zastygała pogrążona w swoich marzeniach. Jej zmęczona, przedwcześnie postarzała twarz nabierała wyrazu łagodności i zaczynała swoją bajkę o jego domu, rodzinie, dzieciach. Widziała w jego szczęściu rekompensatę za własne, nieudane pożycie z ojcem, gdzie stałym motywem były pijackie wrzaski i bijatyki. Ojciec często katował matkę w pijackim zapamiętaniu. Prawie tak samo jak swego konia. Wyglądał dziko i strasznie. A ona pokornie znosiła swój krzyż. Dlatego tak bardzo pragnęła zobaczyć w jego życiu to, co jej się nie udało. Cóż mógł jej powiedzieć? Milczał. Ona też ...