1. Inny maj, cz. 2


    Data: 25.03.2020, Autor: JakKamyk, Źródło: Lol24

    ... od dwóch tygodni cieszyłam się, że wychodzę do domu. Z uśmiechem pożegnałam Filipa, który stał już za barem i miał tam spędzić następne osiem godzin. Tak, byłam kelnerką w niewielkiej kawiarence oddalonej jakieś dwadzieścia minut od mojego mieszkania. Nie dla każdego jest to może szczyt marzeń, ale ja lubiłam swoją pracę. Mogłam do woli, ukradkiem, obserwować ludzi, zastanawiać się, kim są i jacy są. I serwować naprawdę przepyszne ciasta.
    
    Dzień był ciepły i słoneczny. Wychodząc z kafejki, z zamkniętymi oczyma wystawiłam twarz ku słońcu. Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie tego, co sobie dzisiaj zaplanowałam – długa kąpiel, potem aromatyczna kawa na balkonie. Właśnie robiłam pierwszy krok w stronę domu, kiedy wpadłam na ścianę mięśni. Zderzenie było na tyle mocne, że odbiłam się od twardego torsu i zachwiałam. Czyjeś ręce uchroniły mnie przed upadkiem. Uścisk był mocny, ale nie bolesny i z jakiś niewiadomych przyczyn znany. Kiedy podniosłam do góry głowę nie od razu rozpoznałam postać przede mną.
    
    - Fajny kolega, może urządzimy sobie z nim trójkąt? – powiedział z lekkim uśmiechem i skinieniem głowy pokazał na młodego barmana.
    
    - Kurde, zapominam jak wysoki jesteś, zazwyczaj na mnie leżysz… - urwałam.
    
    - Dzień dobry serduszko – odezwał się poczciwy głos za nami, a moje oczy przybrały kształt spodków.
    
    - Dzień dobry pani Stasiu – mówiłam to jeszcze przez chwilę patrząc wymownie na mężczyznę przede mną, by ten się nie odzywał, po czym odwróciłam się w stronę ...
    ... starszej kobiety.
    
    - Tak, rzeczywiście wysoki jegomość – zmierzyła wzrokiem górę mięśni przed sobą, a ja miałam niepodważany dowód na to, że słyszała całe zdanie. Ów jegomość za mną prychnął, żeby się nie zaśmiać, a moje policzki przybrały kolor mocnego szkarłatu.
    
    - Pani Stasiu… hmm… to jest… to jest… Maciej. Mój… nowy kolega, wysoki kolega, który zazwyczaj leży mi na plecach, w sensie patrzy mi przez ramię na rozliczenia dzienne, które robię – zadowolona z siebie, odetchnęłam z ulgą, że może to kupi, a jeśli nie kupi to przynajmniej nie będzie pewna, do czego tak naprawdę Maciej służy – księgowy. To księgowy jest.
    
    - Dzień dobry, Maciej – wyciągnął rękę do staruszki zza moich pleców, co tylko pogorszyło sprawę, bo poczułam jego zapach.
    
    - Dzień dobry, Stanisława Odrzańska. Widzę, że… omawiacie sprawy zawodowe – mówiąc to przyjrzała się nam uważnie z nad swoich okularów połówek.
    
    Było mnie stać tylko na głębokie „uff”, więc pałeczkę przejął Maciek.
    
    - Tak, lubimy się tak z Domi przekomarzać i bawić językiem – powiedział trochę za radośnie.
    
    - Chyba językami – starsza pani nie dała mu czasu na odpowiedź, bo nagle zmieniła temat – Ładny dzień dzisiaj mamy, pomyślałam, że po twojej pracy wyjdziemy na spacer Dominisiu – mówiąc to zerknęła na mnie życzliwie, jakby chciała wybawić mnie z jakiejś opresji. Miała kobieta nosa.
    
    - To świetna myśl, ale tak się składa, że Dominika ma dzisiaj do ogarnięcia zaległe rozliczenia, a mnie wyznaczono do nadzoru nad jej pracą.
    
    - Ach ...
«1234...7»