1. Brutalny gwałt analny cz.7


    Data: 01.05.2020, Autor: GokuBadBoy, Źródło: Lol24

    ... 22:45
    
    Stara, zniszczona kamienica, jakich wiele w śródmieściu, odstraszała potencjalnych lokatorów standardem, który oferowała. A raczej brakiem jakiegokolwiek standardu. Zniszczone elewacje, powybijane okna. Brak ogrzewania i ciepłej wody. Elektryczność została już dawno odcięta, gdyż przestarzała sieć groziła jedynie pożarem.
    
    Przedostatni lokator wyprowadził się przed laty, jak tylko nadarzyła się stosowna ku temu okazja, zebrawszy rodzinę i cały swój dobytek, nie oglądając się nawet przez chwilę.
    
    Przez nanosekundę, krótszą niż uderzenie skrzydeł kolibra, wydawać się mogło, że poszarzała firanka mieszkania znajdującego się na trzecim piętrze poruszyła się. Tak, jakby ktoś obserwował rodzinę, opuszczającą kamienicę przy ulicy Mlecznej.
    
    Ostatni lokator pozostał sam. Zawsze przecież był sam. Lubił swoje towarzystwo i żadne inne nie było mu potrzebne do szczęścia.
    
    Przez te wszystkie lata kamienica obracała się w jeszcze większą ruinę, popadając w zapomnienie. Chętnych nabywców brakowało, a miasto nie posiadało dostatecznych funduszy, by owe straszydło rozebrać.
    
    Tynk odpadł, ukazując nagie, popękane ściany, przypominające zmarszczki na twarzy starej kobiety. Powybijane okna, niczym usta wyszczerzone w szczerbatym uśmiechu pijaka.
    
    W końcu nędzne odbicie współczesnego świata stało się meliną dla okolicznych narkomanów. Miejscowa policja miała pełne ręce roboty, usuwając wstydliwy element z grożącego zawaleniem budynku, będącego solą w oku władz ...
    ... miasta.
    
    Czasem dochodziło do tragedii, kiedy w kokainowym uniesieniu, jeden z mętów podrzynał gardło drugiemu, krzycząc, że to nie on. Nie on zabił Mietka. To demon skąpany we krwi, który zabił, wpatrując się w swą ofiarę martwym wzrokiem, po czym uśmiechnął się, wkładając w jego dłoń zimny nóż i zniknął w rozpadlinie mrocznych ścian.
    
    On patrzył poprzez brudną firankę mieszkania na trzecim piętrze. Uśmiechał się, gdy wrzucano młodego narkomana do przeraźliwie wyjącej suki. Patrzył, wiedział, znał jego strach. Był jego powodem.
    
    Czasem zdarzało mu się pogrążać w myślach, prowadząc filozoficzne dysputy z samym sobą.
    
    Strach, ból i cierpienie, tak pięknie komponują się z moim poczuciem piękna i estetyki. Krew, źródło życia. Kocham krew. Jej zapach, jej smak, a nawet kolor. Uwielbiam patrzeć, jak płynie, jak kapie, wycieka, jak uderza o posadzkę. Jak miesza się z brudem, jak wsiąka w piasek. Krew, doskonały płyn, najdoskonalszy ze wszystkich. Idealnie lepka konsystencja. Z taką gracją pojawia się, z niebywałą wręcz lekkością pokrywa każdy dowolny kawałek niebytu. Przychodzi łatwo, jednak odejść nie chce.
    
    Patrzę na swoje dłonie pokryte purpurą. Ten zapach, o tak. Niczym krwista łąka rdzawych kwiatów. Czuję, jak krew wypełnia moje żyły. Czuję, jak pulsuje, jak wyrywa się i pędzi. Pędzi jak oszalała. Moje aorty za chwilę eksplodują, pokrywając wszystko radosną czerwienią. Krew wyje, bulgocze, gotuje się we mnie. Niemal widzę, jak spływa do dłoni, by przywitać się z zalegająca na mej ...
«1234...8»