1. Akcja charytatywna dla domu dziecka. Marta i biznesmen


    Data: 18.08.2018, Autor: Historyczka, Źródło: Lol24

    ... i... podniecało.
    
    Jeden z chłopców zdobył się na odzywkę:
    
    -Ale ma pani bufory... wiedzieliśmy, że wielkie... ale, że nie aż takie...
    
    -Chłopcy, powściągnijcie swoje uwagi... - wyszeptałam skrępowana...
    
    -To my domyślamy się dlaczego pan goguś tak ćwiczył oddychanie i pompował klatkę piersiową. Ha ha ha!
    
    Gówniarze peszyli mnie coraz mocniej. Nie wiedziałam co im powiedzieć.
    
    -Proszę... tylko bez takich...
    
    Nic to nie pomagało. Może nawet wprost przeciwnie. Chłopcy zaczęli ugniatać moje, używając ich słownictwa "bufory", przez sam materiał stanika.
    
    Zaczęłam krzyczeć głośniej, domagając się, żeby mnie puścili.
    
    Wtedy z dołu dobiegł głos Dawida.
    
    -Zajmijcie się panią Martą właściwie! Tak jak mówiłem. Niech to będzie na prawdę porządna opieka!
    
    Chłopcom nie trzeba nic dwa razy powtarzać. Zachęta poważnego pana prezesa odniosła skutek. Łobuzy wepchnęły mi swoje dłonie pod stanik! Teraz dopiero rozpoczęły pastwienie się nad moimi cyckami! Przez moment je masowali, jakby chcieli je poznać, ale zaraz potem zaczęli je ściskać, uwzięli się szczególnie na sutki.
    
    Moje protesty i opieranie się, podnieciły ich jeszcze bardziej. Nie wiem do czego by doszło, gdyby na strychu nie pojawił się Dawid. Chłopcy z wielkim żalem wypuścili mnie.
    
    -Widzę, że włożyliście wiele serca w pomaganie pani nauczycielce... - kpił młody prezes.
    
    Upokorzona, na jego oczach układałam sobie stanik na biuście i zapinałam bluzeczkę. Do końca wizyty pozostałam ...
    ... markotna.
    
    ***
    
    Dawid, jak na prawdziwego dżentelmena przystało, przeprosił mnie za zajście na strychu. Obiecał solennie, że to się nigdy nie powtórzy i zapowiedział podpisanie dokumentów dotyczących pomocy dla ośrodka. Takie sprawy standardowo w jego firmie załatwia się na kolacjach biznesowych i na takowąż mnie zaprosił.
    
    Długo zastanawiałam się, jak ubrać się na wieczór. Wybrałam tradycyjną "małą czarną". Lubię czerń, uznałam też, że trzeba kontynuować linię mini. Założyłam pończochy kabaretki i szpile-lakierki na wysokim obcasie. Gdy na ręce zakładałam czarne rękawiczki, poczułam się jak dama.
    
    Jeszcze bardziej poczułam się jak dama, gdy przyjechała po mnie elegancka limuzyna.
    
    Pan biznesmen podwiózł mnie do wytwornej restauracji nad którą znajdował się hotel.
    
    Podczas kolacji leciała spokojna muzyka, Dawid zaprosił mnie do tańca. Świetnie prowadził. Tańczył jak prawdziwy dżentelmen. Pomyślałam wtedy, że ta moja sukienka przeszła swoje na weselach, Sylwestrze, imprezach... Nie raz była brutalnie gnieciona... targana przez podpitych, nachalnych mężczyzn. Doskonale pamiętałam, jak na ostatnim weselu podtatusiały grubasek najpierw na parkiecie zmacał mi tyłek, a potem dopadł mnie w łazience i szarpał tę sukienkę, próbując zadrzeć ją do góry!
    
    Dawid był zupełnie inny. Nawet tańczył na dystans. Zupełnie mnie tym uspokoił. Pomyślałam, że jego zachowanie na strychu było jednorazowym incydentem, przypadkiem, który potwierdza regułę.
    
    Dlatego, kiedy powiedział, że czas na podpisanie ...
«12...6789»