.Prezent
Data: 06.07.2024,
Autor: Vee, Źródło: Lol24
... Tyłek piecze mnie na długo po klapsie i wcale nie jestem pewna, czy mi się to podoba, ale ręce natychmiast wracają na ścianę.
Rozochocony moją uległością ponawia walkę ze stanikiem. Tym razem rozprawia się z nim w trymiga. Słyszę oddalające się kroki. Chce sobie na mnie popatrzeć. Wykorzystuję ten moment, by rozmasować bolący pośladek, ale to nie jest dobry pomysł.
— Aua! — Tym razem nie jęczę spolegliwie. Krzyczę na pół kamienicy, a w krzyku tym jest ból, bezsilność i pretensje. — Cholera, to boli!
Nie przestaję syczeć, zawodzić, podnosić nogę i wykonywać innych rytuałów uśmierzających ból. Naga, z rękami na ścianie i dłonią odbitą na pośladku postanawiam być posłuszna. Zwłaszcza stojąc przed kimś, kto od ósmego roku życia ćwiczy uderzanie otwartą dłonią w okrągłe.
Zamierzam powiedzieć, by przestał, ale powstrzymuję się w ostatniej chwili. Jego ręce bowiem ponownie docierają do tym razem pozbawionych protekcji stanika piersi, a sutki, niby żołnierzyki, stoją na baczność i zdradziecko meldują moje podekscytowanie. Nie oszukam go. Co więcej, nie oszukam siebie. Przyjemne ciepło podniecenia rozlewa się po moim ciele i uzmysławiam sobie, że dawno nie było mi równie dobrze.
Na prawej ręce z charakterystycznym zgrzytnięciem zapięta zostaje srebrna bransoleta. Po chwili oba ramiona mam złożone za plecami, a czynność powtarza się na lewym nadgarstku. Myślałam, że zniewolenie będzie przykre. Cóż jednak złego w tym, że nie mogę uciec przed zbliżeniem, na które pracuję ...
... przez cały dzień?
— Masz mnie nagą i calutką na swojej łasce. A rodzice wrócą dopiero nad ranem — szepczę, prowadzona przez kuchnię.
Istotnie, rodzice zostają w gościach do śniadania i nie powinni wrócić przed dziesiątą. I lepiej, żeby tak było, bo mój porywczy tatuś ciągle myśli, że jestem dziewicą.
W pokoju czeka już rozłożona kanapa („Jak wrócę, będę już bardzo zmęczona, tato.”), ale ja ląduję na kolanach tuż przed nią. Mam świetny widok na pozbywającego się koszuli chłopaka. Może nie jest pakerem, ale ma ładny, proporcjonalny tors sportowca, zdobiony kępką włosów, w które lubię wpleść rękę i pociągnąć do siebie.
Na razie tyle popisów, bo spodnie pozostają na miejscu. Tomek majstruje coś przy rozporku, zza którego wyłania się gwóźdź programu. Może nie jakiś gwóźdź dwudziestocentymetrowy, ale moje niedługie życie seksualne nauczyło mnie jednego. Że z penisem jest jak z psem. Jaki by nie był, twój zawsze będzie najlepszy na świecie.
I też wgapiam się w niego wielkimi, pełnymi uwielbienia oczami, jakby właśnie taki był. Nie rozumiem, po co komu cycki, jak może mieć penisa. Nie rozumiem, dlaczego Tomek wciąż stoi w miejscu, zamiast do mnie podejść. Z kajdankami czy bez, biorę sprawy w swoje ręce i doczłapuję do niego. Gdy jednak otwieram usta, robi trzy kroki w tył.
A więc tak się bawimy?
Podążam za nim, ale kiedy ponownie biorę się do dzieła, sytuacja się powtarza.
Teraz będę sprytniejsza — postanawiam. Zbliżam się na „bezpieczną odległość” i szybkim ...