O królewnie, która nie mogła spać (część 7)
Data: 09.01.2025,
Autor: Anonim, Źródło: Lol24
... jak ogarnia go potężny gniew na opętanego strażnika. Furia wypełniła jego serce. Zacisnął mocno spoconą dłoń na rękojeści miecza, aż oplatający ją rzemień zatrzeszczał.
—
— wrzasnął. — Czego on niej chcesz! Zostaw ją i chodź do mnie!
W tym momencie stało się coś niezwykłego. Głęboko w jego wnętrzu, w samym środku duszy, przebudziła się energia. Nie był pewny, czy pojawiła się pod wpływem gniewu. Czuł, że mogła być tam wcześniej, a silne emocje pomogły tylko ją odnaleźć. Nie zastanawiał się długo. Instynktownie sięgnął umysłem do tego drżącego, potężnego płomienia i poczuł, jak wypełnia go nieznana siła.
Urywany i płytki oddech uspokoił się. Gwałtowne łopotanie przerażonego serca zamieniło się w równy i silny rytm. Świat przed jego oczami zmienił się. Nagle wszystko stało się bardziej wyraźne. Widział więcej niż kiedykolwiek wcześniej i co dziwniejsze, rozumiał, jak to wykorzystać w walce. Zauważał drobne nierówności bruku, gdzie mógłby się potknąć. Miejsca równe i stabilne, doskonałe do wyprowadzenia ataku. W postawie strażnika widział napięcie mięśni, zdradzające jego kolejny ruch. W jego źrenicach dostrzegł kłębiący się, czarny dym. Ręka Roberto zadrżała na rękojeści miecza, gdy stał się on niemal przedłużeniem jego dłoni. Mógłby przysiąc, że czuje powietrze przepływające koło ostrza! Odetchnął głęboko. Ogarnęły go spokój i pewność siebie.
Bernardino zaatakował. Mordercze cięcie w szyję. Cios zadany z nadludzką siłą i szybkością. Niemożliwy do zablokowania. ...
... Niemożliwy do uniknięcia. Rozpaczliwy jęk wydobył się z ust obserwujących. Byli już pewni strasznej śmierci dzielnego stajennego.
Roberto uchylił się, z łatwością unikając ciosu. Dla niego ostrze poruszało się powoli. Trochę zdziwiony powolnym i słabym atakiem, zrobił krok do tyłu, jego stopy odnalazły pewne podparcie, a ręka niemal sama uniosła miecz w kierunku przeciwnika. Jęk rozpaczy zamienił się w zdumione westchnienie podziwu, bo dla innych Roberto poruszył się tak szybko niż nieludzki strażnik, w dodatku z niewiarygodną gracją arcymistrza szermierki.
Bernardino znów rzucił się do ataku. Takie samo proste cięcie w szyję, tylko jeszcze szybsze i silniejsze. Jakby nie mógł uwierzyć, że poprzednie mu nie wyszło. Roberto tym razem nie cofnął się. Błyskawicznie i pewnie zablokował cios. Błysnęła kaskada iskier, kiedy ostrza zderzyły się z siłą, na którą żaden kowal ich nie przygotował. Rozżarzone krople stali spadły na bruk. Roberto poczuł ból w ramieniu. Energia popłynęła do mięśni szerszym strumieniem. Ból zniknął, a siła jeszcze wzrosła i pomogła utrzymać broń w dłoni. Wykorzystując bliskość, spróbował pchnąć w szyję starego strażnika, ale ten błyskawicznie odskoczył. Czarny dym w jego źrenicach kłębił się z wściekłością.
Stajenny odetchnął głęboko, a przeciwnik znów natarł z bezmyślną furią. Cięcie, pchnięcie, obrót i znów cięcie. Roberto uchylał się, wirował, parował i kontratakował. Jego umysł był czysty i skupiony. Miał wrażenie, że oboje poruszają się powoli. ...