-
Weselna panna
Data: 03.10.2025, Autor: Anonim, Źródło: Lol24
... ramieniu. Rozmowa trwała jeszcze chwilę. Ustalono, że nie będą nic mówić młodej parze, by nie psuć im zabawy. Do grona wtajemniczonych dołączył też brat ojca, a równocześnie tata Marka. Chciałem iść im pomóc przenieść Karolka. — Zostań z Lucyną, damy sobie radę — powiedział ojciec, gładząc mnie po ramieniu. – Dobrze zrobiłeś – dodał. Wróciłem do Lucyny. Siedziała, nic nie mówiąc. Matka za wszelką cenę chciała wiedzieć, co się stało. Nie puściłem jednak pary z gęby. Machnęła ręką. — Chodźmy już stąd, proszę — poprosiła Lucyna, szepcząc mi do ucha. Jej dłoń pod stołem dotknęła mojej dłoni. Nie mogłem jej odmówić. — Dobrze, niech tylko wróci ojciec — odszepnąłem. Tata powrócił po paru minutach. Zakomunikowałem rodzicom, że wychodzimy z wesela. Mama próbowała oponować, lecz stanowczy wzrok ojca odwiódł ją od kontynuowania tej próby. Pożegnaliśmy się z gośćmi, którzy siedzieli z nami przy stole, i ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Zauważył to ojciec Marka. Gdy z szatni pobieraliśmy płaszcze, podszedł do nas wraz z młodymi. Pytania, dlaczego już wychodzimy, oraz argumenty, abyśmy jeszcze zostali, że to jeszcze wczesna pora, nie były nas w stanie przekonać. — Jutro wyjeżdżam z rana i rozumiecie, muszę się wyspać — wybroniła nas Lucyna. Ojciec Marka i mój stali z boku. Gdy młodzi ruszyli z powrotem do pozostałych gości, podeszli do nas, gdy byliśmy przed hotelem. — Zaraz będzie taksówka — poinformował nas ojciec. — Przepraszam panią za to, co się stało, ...
... naprawdę jest mi bardzo głupio za tego pana… — zaczął wujek. To nie on był winny. Czuł jednak, że należy załagodzić tę sprawę. Starał się jak mógł. — Prosiłabym o dyskrecję i niech pan nie mówi tego młodym — poprosiła. — Ależ oczywiście, to naturalne, a ten cham jutro jeszcze dostanie od swoich — odparł wujek, wręczając jej zapakowane ciasto weselne. Podjechała taksówka. Otworzyłem drzwi Lucynie. Wsiadła. Ojciec podszedł do mnie. — Koncertowo obiłeś mu ryja, dumny jestem z ciebie — szepnął cicho. Kątem oka zauważyłem, jak wujek płaci z góry taryfiarzowi za kurs. — Usiądź obok mnie — poprosiła Lucyna. Zrobiłem, jak chciała. Samochód ruszył. Wtuliła się w moje ramie. Zachlipała nosem. Teraz dopiero odreagowywała emocje. Nie bardzo wiedziałem, co robić, gdyż z jej oczu płynęły łzy. — Już dobrze, już dobrze — szeptałem, gładząc ją po twarzy. Moje ego znów rosło. Ona biedna wtulona we mnie. Taka bezbronna, zagubiona, wystraszona, a ja – opiekun tej biednej, ale jakże pięknej istotki. To podbudowywało mnie. Objęła moją twarz swoimi dłońmi, nie zwracając uwagi na kierowcę taksówki, i pocałowała mnie w usta. — Dziękuję ci, dziękuję — szeptała w przerwach między pocałunkami. Nic nie mówiłem. Było to przyjemne. Z lubością przyjmowałem jej pocałunki. Ręką głaskałem jej kruczoczarne włosy. Obawiałem się jednak bardziej odważnych pieszczot, bojąc się, jak zareaguje. Dzisiejsze zdarzenie na pewno nie było dobrym preludium do śmielszych posunięć z mojej ...