Niebiańska rozkosz
Data: 14.07.2019,
Kategorie:
Klasycznie
Autor: anonim, Źródło: Fikumiku
... mnie Amelka obsmaruje przed dziewczynami z klasy. Chrzanię to. Nie muszę robić za największą seksiarę w całej wsi. Na niedosyt pościelowych przeżyć też nie mogłam narzekać. To czego nauczyłam się od dzielnego wojaka, bynajmniej nie Szwejka, przekazywałam mojemu Robertowi. Udało mi się nawet go rozdziewiczyć. Takie są skutki masażu zastosowanego w odpowiednim momencie i... w odpowiednich miejscach. Pękałam ze śmiechu, obserwując gorliwość, z jaką Robert korzysta z moich nauk. Miałam więc dwóch świetnych chłopaków, co najzupełniej powinno wystarczyć skromnej panience w moim wieku. Ale... nie miałam Marka. W nocy budziłam się zlana potem, śniło mi się bowiem, że padam jak podcięta jodła w korytarzu pod ciężarem jego doskonale umięśnionego ciała. Musiałam go zdobyć, choćbym nawet musiała upaść się do rozmiarów jego małżonki. Może on lubi tylko spaśne! Gusta nie podlegają dyskusji, jak zwykle mawia nasz łacinnik, wpajając nam tolerancję. Zaczęłam żreć bez opamiętania. Zazwyczaj Marek wcześniej wracał z pracy i często już przy nim kończyłam pucować zaciszne gniazdko. Tak było i tego dnia. Właściwie wszystko już miałam zrobione i tylko w sobie znanym celu przedłużałam swoją obecność u szczęśliwych małżonków. Podeszłam do zasłoniętego gazetą, rozpartego w fotelu pana domu i obcesowo usunęłam płachtę sprzed jego nosa. - Proszę spojrzeć, ostatnio okropnie tyję? Miałam na sobie krótkie lycry i bluzeczkę nie zakrywającą pępka, wystarczyło więc lekko się naprężyć, aby przed oczami ...
... Marka ukazała się obiecująca fałdka sadła. Spojrzał owszem, ale tym okiem co na psa. - Marysia-zaraz wraca. Mogłaby się pani pospieszyć z tym sprzątaniem.... Innego dnia siedziałam spokojnie na barowym stołku w kuchni zaciągając się camelem. Zwykle nie palę, ale tym razem potrzebowałam czegoś na rozkojarzone nerwy. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Woda z dwóch kurków lała się na podłogę, alewała terakotę, wypływała na korytarz. Gdy uznałam, że powódź jest już wystarczająco efektowna, zakręciłam krany, wykręciłam natomiast numer do pracy Marka. Ciut histerycznie powiadomiłam go o awarii: - Cieknie i cieknie, i przestać nie chce! Utopię się! Ratunkuuuu! Dopadł domu po dwóch kwadransach. Musiał po drodze przekraczać wszystkie możliwe i niemożliwe zakazy. Przywitałam go w czarnym, elastycznym body, odsłaniającym nogi do pachwin. W ręku dzierżyłam cieknącą szmatę. Rzucił się do zlewozmywaka, ale zastąpiłam mu drogę. - Musi pan zdjąć spodnie, zamoczą się i żona będzie niezadowolona. - Racja! - nie protestował, gdy rozpinałam mu pasek pewny, że to tylko nadgorliwość zrozumiała przy akcji ratunkowej. Zanurkował pod zlewozmywak i zaczął obmacywać rury. Wyłonił się stamtąd całkiem zdezorientowany. - Nie rozumiem - stwierdził - kolanko cale i złączka też! Ja za to rozumiałam doskonale, ale nie zamierzałam mu się zwierzać. - Tak czy siak tę wodę trzeba zebrać. Pomoże mi pan? Nie mógł odmówić. Po chwili posuwałam się przed nim na czworakach, zbierając wodę do miski. On miał za zadanie ...