Arystokrata16
Data: 11.06.2018,
Autor: violet, Źródło: Lol24
... Roberta w furii, zrobiło mu się ciepło. Tamtego popołudnia Raysa poniosło, takiego rozjuszonego Drugi nigdy w życiu nie widział i był pewien, że tym razem już nie uda mu się ujść z życiem.
Jeszcze raz polał twarz wodą i poczekał, aż spłynie po kilkudniowym zaroście, szyi i nagiej piersi. Przyjemny chłód wywołał dreszcz na rozpalonym ciele. Powinien zgłosić swój stan zdrowia lekarzowi, ale nie miał ochoty ruszać się z tego miejsca, było mu tu tak dobrze… tak po ludzku spokojnie. Na pewno jednak przydałaby się jakaś tabletka, na spędzenie gorączki. Pamiętał, że lekarstwa są w kuchni i postanowił tam pójść. Wciągnął na siebie spodnie i nie spodziewając się nikogo spotkać o tej porze, wyszedł z pokoju na korytarz, prowadzący do głównego skrzydła domu. Właśnie łamał kodeks, w myśl którego niewolnik nie będący osobistym lub specjalnie wezwany, nie powinien przebywać w części mieszkalnej swego pana. Wydostał się na półpiętro, pod bosymi stopami poczuł ciepłą i gładką podłogę; otuliła go cisza i półmrok. W miejscu gdzie mieszkała służba, którą teraz stanowił on z Alanem, na korytarzu, zawsze paliło się światło i szumiały urządzenia stanowiące serce domu, więc ten nagły spokój był czymś niezwykłym. Minął jadalnię i skierował się do kuchni, jednak coś pchnęło go do salonu. Obszedł dookoła kanapy i tonąc w grubym, miękkim dywanie podszedł do dużego okna. Widok oświetlonej rezydencji mógł oszołomić. Na tle ciemnego nieba i ściany lasu w oddali, podświetlona iluminatorami, ...
... wyglądała bajecznie, nigdy nie widział tego wielkiego domu z tej perspektywy i o tej porze. Zafascynowany, stał tam dość długo, dopóki jakiś niewyraźny odgłos stuknięcia nie wyrwał go ze skupienia. Automatycznie zerknął w stronę korytarzyka, prowadzącego z salonu do pokoi Marty, bez namysłu poszedł w tamtym kierunku. Z gabinetu przez uchylone drzwi sączyło się światło; podszedł cicho i zatrzymał przy nich w taki sposób, aby widząc wnętrze, samemu nie zostać dostrzeżonym. Dziewczyna zagłębiona w fotelu za sporym biurkiem, wpatrzona w monitor, którego blask oświetlał skupioną nad czymś twarz, zdawała się być mocno zafrasowaną. Otulona szlafrokiem frotte z rozpuszczonymi włosami, spadającymi kaskadami naturalnych loków na ramiona i co pierwszy raz ujrzał, w okularach, zupełnie nie przypominała zimnej i niedostępnej dziedziczki, przed którą respekt czuli możni tego świata. W tej chwili nie była panią życia i śmierci wielu ludzi, a zwykłą, zapracowaną do późna w nocy młodą kobietą. Gest smutnego rozczarowania, gdy sięgnęła po filiżankę, która przytknięta do ust, okazała się pustą, sprawił, że pragnął podejść do niej. Czuł nieodpartą potrzebę, aby zamknąć w ramionach tę kruchą i sprawiającą wrażenie bezbronnej kobietę, jaką się wydawała, w tym dużym ciemnym gabinecie, rozjaśnionym jedynie lampką na biurku i dogasającymi polanami w kominku tuż obok. Marta otoczyła się rękoma w geście niewątpliwego zmęczenia i przylgnęła mocniej do oparcia mebla, aby po chwili przytulić policzek do dłoni, ...